Medytując nad postacią Jezusa na ogół robimy to poprzez pryzmat śmierci krzyżowej i zmartwychwstania. Jest to jak najbardziej słuszne, bo przecież gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna byłaby nasza wiara. Czasami jednak warto się na chwilę zatrzymać, że się tak wyrażę, w połowie drogi i rozważyć inne wątki z Nim związane. Dzięki temu i sens zmartwychwstania może objawić nam się pełniej i dokładniej. Mogą nam w tym być pomocne słowa z naszego wyznania wiary. Słowa, które tak często wymawiamy i nad którymi, tak rzadko się zatrzymujemy.
„Narodził się z Maryi Panny”. Pierwsze co zastanawia, to: dlaczego urodził się z kobiety, jako człowiek we wszystkim nam podobny oprócz grzechu? Przecież mógł spaść na Ziemię z deszczem, mógł wyskoczyć z głowy jakiegoś mędrca, mógł pojawić się między ludźmi na nieskończenie wiele sposobów, bo przecież dla Boga nie ma nic niemożliwego. Mógł przyjść jako heros podobny do greckich mitycznych półbogów, mógł stać się krzakiem gorejącym czy czymkolwiek, lub kimkolwiek innym. On jednak stał się człowiekiem.
Jezus – człowiek pokazuje nam absolutnie kluczową dla naszej wiary postawę. Przyszedł do nas jako jeden z nas, by nam udowodnić, że nic z tego czego naucza, o czym przepowiada, co demonstruje swoją postawą, nie jest ponad nasze siły. Nic nie przekracza naszych możliwości, nic nie jest niewykonalne. Pokazuje nam: ” spójrzcie, jestem taki sam jak wy, skoro ja mogę, wy też możecie!”
Uczy nas, że Królestwo Niebieskie to nie jest jakaś tam abstrakcja, jakieś tam mityczne Niebo znajdujące się nie wiadomo gdzie, do którego być może dostaniemy się po śmierci. Ono jest tuż, tuż, nadchodzi właśnie TERAZ !
A jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże. (ŁK. 11,20)
Jedyne co musimy zrobić, by przyszło do nas, to nawrócić się i podjąć decyzję wiary.
Pierwszym aktem, którym Jezus włącza się we wspólnotę z nami wszystkimi jest jego chrzest w Jordanie. Poprzez chrzest staje się równy ze wszystkimi ochrzczonymi, jest nie tylko głową Kościoła Powszechnego, ale również jego członkiem, jednym z nas, takim samym jak my. Łączy się w komunii ze wszystkimi świętymi.
Kościół uczy nas, że wierzymy w „obcowanie świętych”, we wspólnotę wszystkich tych, którzy byli przed nami, którzy są teraz i którzy przyjdą po nas. Oczywiście jest wielu takich, którzy utrzymują, że o niczym takim w Ewangeliach nie ma mowy, że są to patenty obmyślone przez średniowiecznych scholastyków. Jest to o tyle zdumiewające, że przecież znacząca część jezusowych uzdrowień właśnie o tym zaświadcza.
Decyzja wiary, którą podejmujemy, to nasze osobiste, indywidualne postanowienie skutkujące jednak tym, że nie jesteśmy już sami, jesteśmy zjednoczeni z Kościołem, stajemy się wspólnotą. Innymi słowy: wierzymy za siebie i jednocześnie za cały wędrujący lud Boży. Gdy przynosimy noworodka do chrztu świętego oczywistym jest, że to nie ono podejmuje decyzję wiary, to jego rodzice i rodzice chrzestni wierzą za nie. Przepięknymi przykładami „wiary zastępczej” w Ewangelii mogą być chociażby uzdrowienia sługi setnika, córki zwierzchnika synagogi czy syna urzędnika królewskiego. Maria i Marta modlą się o powrót do życia swojego brata Łazarza.
Te i wiele innych przykładów przekonuje, że złączeni z Jezusem Chrystusem możemy, a nawet powinniśmy się modlić jeden za drugiego we wspólnocie Kościoła, „obcowaniu świętych”.
Ktoś jednak może powiedzieć; „no ładnie i pięknie, pewnie, że możemy, a nawet powinniśmy się upodabniać do Jezusa ale nie przesadzajmy, cudów czynić to my nie potrafimy!”
Czym są, a czym nie są cuda najlepiej nam uświadamia pewien dość zaskakujący fragment Ewangelii:
Gdy Jezus dokończył tych przypowieści, oddalił się stamtąd. 54 Przyszedłszy do swego miasta rodzinnego, nauczał ich w synagodze, tak że byli zdumieni i pytali: «Skąd u Niego ta mądrość i cuda? 55 Czyż nie jest On synem cieśli? Czy Jego Matce nie jest na imię Mariam*, a Jego braciom* Jakub, Józef, Szymon i Juda? 56 Także Jego siostry czy nie żyją wszystkie u nas? Skądże więc ma to wszystko?» 57 I powątpiewali o Nim. A Jezus rzekł do nich: «Tylko w swojej ojczyźnie i w swoim domu może być prorok lekceważony». 58 I niewiele zdziałał tam cudów, z powodu ich niedowiarstwa. (Mt 13, 53-58)
Marek o tych wydarzeniach pisze jeszcze dosadniej :
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.(Mk 6,5)
O co w tym wszystkim chodzi? Czy Jezus w pewnym momencie swojej działalności stracił moc? Czy bliskość znajomych i krewnych speszyła go do tego stopnia, że nie potrafił wykorzystać swoich nieprzeciętnych zdolności? Otóż Jezus to nie czarownik, to nie mag, czy prestidigitator. Cuda to nie magiczne sztuczki. To moc przemieniająca naszej wiary. Kiedy podejmujemy decyzję pełnego zaufania i zjednoczenia z Jezusem to postanowienie odmienia nasze życie. Innymi słowy : mocą Jezusa Chrystusa sami sobie czynimy cuda! Jezus wyraźnie i jednoznacznie stwierdzał to wielokrotnie: „to twoja wiara cię wyzwoliła, to twoja wiara cię uzdrowiła”. Prawdziwa głęboka wiara czyni z nas cudotwórców!
Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. 26 Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. 27 Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» 28 Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» 29 A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. 30 Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» 31 Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?» 32 Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. 33 Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym». (Mt 14,25-33)
Ten fragment zaczerpnięty od św. Mateusza to kwintesencja życia chrześcijanina. Moc wiary sprawia, że chodzimy po wodzie, rozliczne zwątpienia, których doświadczamy na swojej drodze sprawiają, że toniemy. Jest to całkowicie normalne i nieuniknione, cala rzecz w tym, żeby za św.Piotrem wołać: „Panie ratuj mnie!” Bo te wołanie to jedyna postawa, która odróżnia Szymona Piotra od Judasza. Obaj zdradzili Jezusa, obaj uzmysłowili sobie swój grzech, obaj żałowali. Jednego ten żal doprowadził do całkowitego zwątpienia, wyparcia się nadziei, drugiego do wołania:” Panie ratuj!”
Panie ratuj nas, Twój Kościół wędrujący!