Szymon z Cyreny to postać, która niezbyt mocno interesuje badaczy chrześcijaństwa. Nie znajdziemy na jego temat opasłych tomów opracowań historycznych, czy teologicznych. Jest traktowany raczej jako niezbyt istotny epizod w rozważaniach na temat naszej wiary. Czy aby na pewno słusznie? Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, możemy zacząć nasze rozważanie od zadania sobie dwóch innych kluczowych pytań. Oba są nieco przewrotne, i brzmią: Czego nie ma w Ewangeliach?; Czym nie jest chrześcijaństwo?
Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: Ewangeliści nie piszą o bardzo wielu sprawach, które dla chrześcijan mogłyby być interesujące. Nie dowiemy się od nich zupełnie nic o św. Józefie, o jego życiu, czy śmierci. Bardo skąpe informacje docierają do nas gdy chodzi o Maryję. Zupełnie nic nie wiemy o dzieciństwie i młodości Jezusa. Na temat apostołów, poza imionami, też niewiele znajdziemy w Nowym Testamencie. Czy wynikło to z niechlujstwa kronikarzy? Czy świadczy to o ich słabej znajomości tematu? Bynajmniej, jest to zabieg zupełnie celowy. Ewangeliści nie pisali jakiejś tam historii, pisali o Dobrej Nowinie, to był ich cel główny. Właśnie dlatego starali się, żeby ich przesłanie było jak najczystsze. Zrezygnowali z mało istotnych faktów, dygresji, zbędnych upiększeń i elokwencji na rzecz klarowności przekazu. Pisali wyłącznie o tym, co jest istotne.
Postać Szymona z Cyreny pojawia się w trzech z czterech Ewangelii. Piszą o nim zgodnie trzej synoptycy. Dla porównania: Dobry Łotr jest wymieniony tylko przez jednego z nich, Łukasza i to bez imienia. Tradycja, która przypisuje mu imię Dyzma pochodzi z pism apokryficznych, o wiele później powstałych w czasie, niż Ewangelie kanoniczne. Człowiek, który został przymuszony do dźwigania krzyża Jezusa, nie jest wspomniany jako jakiś tam przechodzień, jest to bardzo konkretna, rozpoznawalna, znana z imienia postać. Szymon z Cyreny, ojciec Aleksandra i Rufusa. O czym to świadczy? O tym, że była to osoba dobrze znana młodemu Kościołowi i na tyle ważna, by pamięć o nim się zachowała. Pamięć, która dzięki Ewangelistom przetrwała po dziś dzień.
Męka, śmierć i Zmartwychwstanie Jezusa to zagadnienia absolutnie kluczowe dla naszej wiary, gdyby nie to, byłaby ona daremna. Trzej z czterech Ewangelistów w centrum tych wydarzeń umieszczają Szymona z Cyreny. Dlaczego? Dlaczego nie pominęli tego faktu traktując go jako nieistotny epizod?
Wróćmy do drugiego pytania: Czym nie jest chrześcijaństwo? Otóż bez wątpienia chrześcijaństwo nie jest odpowiedzią na wszystkie pytania nurtujące człowieka od zawsze. Nie odpowiada nam na przykład na pytanie: skąd się wzięło zło? Pewnie wiele osób uzna te słowa za skandal. Jak to nie wiadomo? Zło jest konsekwencją grzechy pierworodnego, jest to jasne i oczywiste. Będą mieli rację, ale tylko w tym znaczeniu, że wiemy jak zło dotknęło człowieka, lecz nie wiemy nic o jego istocie. Skąd i dlaczego się wzięło w ogóle? Zło jako takie. Aby to dobrze zrozumieć należy się cofnąć do Księgi Rodzaju, w pierwszym opisie Stworzenia zła nie ma. Szóstego dnia Bóg spojrzał na swoje dzieło i stwierdził, że wszystko co stworzył było dobre. Innymi słowy jeszcze wtedy zła nie było, ale w drugim opisie zło już jest. Jest przed Adamem i Ewą, czyli pierwsi ludzie na świecie go nie wygenerowali, nie uaktywnili, ono już było przed nimi jako fakt. Co więcej, był już Zły, to przecież Szatan namówił pierwszych ludzi, by sprzeciwili się Bogu. Między pierwszym a drugim opisem Stworzenia zachodzi tajemnica. Coś co dla nas ludzi jest całkowicie niepojęte. Nie możemy przecież nawet, chcąc być w pełni konsekwentni, stwierdzić, że zło stworzył Bóg. Jak byt nieskończenie dobry może chcieć stworzyć zło? Po co miałby to robić? Bo mu się nudziło? Bo był ciekaw jako to będzie? Dla własnej rozrywki? Nieskończone Dobro stwarza absolutne zło? To paradoks, absurd, głupota. Skoro jednak to nie Bóg stworzył zło, to kto? Czy oprócz Boga istnieje jeszcze jakiś inny równy mu byt? Taki wniosek to herezja, zaprzeczenie wszystkiego w co wierzymy. To może Bóg nie chciał zła stwarzać, ale poczuł się do tego zmuszony? To by oznaczało, że nie jest wszechmocny, że nawet On ma jakieś ograniczenia, czyli znowu herezja! Otóż wszelkie próby wytłumaczenia istoty zła na drodze rozumowej muszą zaprowadzić nas albo do stwierdzeń niezgodnych z prawdami wiary, albo do paradoksu. Istota zła jest dla nas czymś absolutnie nie pojmowalnym.
Tym samym dochodzimy do sedna naszych rozważań, do Szymona z Cyreny. Człowieka, na którego drodze pojawia się zło absolutne. Niewinny Jezus jest męczony i prowadzony na haniebną śmierć. Szymon nie chce w tym uczestniczyć, to nie jego sprawa. On chce tylko wrócić z pola do domu. Do niesienia krzyża zmuszają go rzymscy żołnierze.
W naszym życiu też czasami tak jest, że na naszej drodze pojawia się zło absolutne, nieprzewidziane, przypadkowe, niezasłużone, zło którego ani nie rozumiemy, ani się na nie nie godzimy. Postać Szymona z Cyreny to dar dla nas od Boga, przez który nam mówi: wystarczy, że będziesz taki jak on. Nie jestem Bogiem okrutnym, nie wymagam od ciebie, byś mi dziękował za zło, które stanęło na twojej drodze. Nie musisz w masochistycznych udrękach mnie za to wielbić. Masz prawo czuć się zmuszonym. Masz prawo tego nie chcieć. Nie rozumieć. Masz prawo to przeklinać!
Szymon z Cyreny postawiony w centralnym punkcie Męki Pańskiej to dla nas ukojenie. Balsam dla naszej duszy udręczonej wyrzutami sumienia: jak mam dziękować Bogu za śmierć swojego dziecka? – pyta w rozpaczy matka. Jak mam dziękować za chorobę nowotworową? Za zdeformowanego noworodka? Za wszystkie niezawinione przez nas nieszczęścia? Ból, wojnę, głód i śmierć w męczarniach bliskich? Jak za to dziękować? Nie dziękuj, bądź jak Szymon z Cyreny, weź swój krzyż i idź za Jezusem, choć czujesz się do tego zmuszony, choć tego nie chcesz. To wystarczy!