Jezus zapytał Piotra, a ty, za kogo mnie uważasz? Odpowiedział mu: Tyś jest epifanią eschatologiczną, która żywi ontologiczną intencjonalność naszych relacji podświadomych i interpersonalnych. –  Jezus: Jak? Jak? (Jose H. Prado Flores)

Wielu z nas, ludzi Kościoła, ma tendencję do komplikowania rzeczy najprostszych. Nie jest od tego wolny również piszący te słowa. Jan Chrzciciel woła do nas o opamiętanie. Nasza wiara jest bardzo prosta, można ją streścić dosłownie w kilku zdaniach, natomiast życie nią na co dzień jest tak trudne, że niemal niemożliwe. Jednakże to „niemożliwe” niejednemu się udało. Aby udało się i nam musimy powrócić do prostoty. Zastanowić się, czy nasza religijność nie zasłania nam tego co najważniejsze.

Wielu w Kościele fascynuje się demonami. Potrafią doskonale opowiedzieć o upadku Szatana, jego armii, imionach upadłych aniołów. Walkę z Szatanem przedstawiają z rozmachem, którego nie powstydziliby się spece z Hollywood. Uwielbiają słuchać opowieści egzorcystów, tych prawdziwych i niestety również tych, którzy zgody Kościoła na taką działalność nie posiadają. Szatana widzą w zabawkach dla dzieci, kreskówkach, maskotkach, zawieszkach na szyję i wielu innych przedmiotach, a nie dostrzegają jego działania w realnym życiu na co dzień. Czyniąc z Kościoła Katolickiego demonologię pewnie nie do końca świadomie nadają Szatanowi znaczenie równe Bogu.

Inni skręcają w mistykę. Święci nie są dla nich przykładem wiary najprostszej z możliwych, tylko właśnie odwrotnie, fascynacje wywołują cuda, stygmaty, objawienia. Niezwykłe wydarzenia z życia świętych stawiają w centrum wiary, jakby zapominali o tym, że Objawienie Jezusa Chrystusa było jedno, pełne i wystarczające. Cuda, jakie mają miejsce za wstawiennictwem takiego czy innego świętego mają nas umacniać w wierze, a nie coś do tej wiary dodawać.

Jan zwraca nam na to uwagę. Prostujcie ścieżki, wróćcie do prostoty wiary. Miejcie tak za tak, nie za nie. Chrześcijaństwo to podążanie za Jezusem. On jest centrum tej wiary. Chrześcijaństwo to miłość braci zjednoczonych we wspólnocie Kościoła, często o tym zapominamy. Zapatrzeni w niuanse, tematy mało istotne, dyskutujący nad sprawami drugorzędnymi, tracimy z oczu żyjącego obok nas bliźniego. Często w naszym zaangażowaniu religijnym postępujemy tak, jakbyśmy chcieli zbawić się sami. Gdyby to było możliwe, czy Jego śmierć na krzyżu byłaby potrzebna? Czyż samo wypełnianie przykazań by nie wystarczyło?