Dzisiaj w Polsce można wręcz powiedzieć, że pastwienie się nad Kościołem jest w dobrym tonie. Kościół jest opluwany, wyśmiewany, wyszydzany, zdeptany. W jaki sposób to doświadczenie przemawia do mnie, jako osoby wierzącej?
Po pierwsze: gdy ciosy spadają na Kościół z każdej strony, nie odbieram tego w ten sposób, że krytykowani są księża, biskupi, episkopat, Kościół instytucjonalny – tylko ja, bo ja jestem Kościołem. I po drugie, najważniejsze, że to doświadczenie zsyła sam Bóg. Co chce mi i wszystkim ludziom dobrej woli przez to pokazać? Odpowiedź oczywiście znajduje się w Ewangelii:
13 Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. 14 Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. 15 Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem5, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. 16 Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. (Mt 5, 13-16)
Fundamentalne pytanie jakie staje przede mną brzmi: czy jestem solą? Czy solę swoim postępowaniem ludzi? Czy to, że jestem chrześcijaninem faktycznie widać? Jest taka piękna opowieść rabiniczna:
Rabin chciał kupić osła. Wysłał więc do pewnego Araba swoich uczniów. Ci przyprowadzili mu zwierzę na którego szyi przywiązany był wspaniały, drogocenny klejnot. Spostrzegłszy to wychwalali rabina. Bóg widzi twoją sprawiedliwość i obdarza cię wielkimi darami! Na to odrzekł rabin: chciałem kupić osła, nie klejnot, oddajcie go właścicielowi. Arab kiedy odzyskał skarb, powiedział o rabinie: wielki i wspaniały musi być Bóg rabina skoro pozwala mu czynić taką uczciwość!
Co moje chrześcijaństwo mówi innym o Jezusie, którego wyznaję? Czy moje czyny świadczą o Jego wielkości, czy przynoszą Mu wstyd? Czy w domu, pracy, przestrzeni publicznej faktycznie się wyróżniam na korzyść? Czy przeciwnie? Czy ludzie widząc co robię mówią: ” patrzcie, niby chrześcijanin, a robi to co wszyscy?” W końcowym fragmencie Ewangelii według św. Mateusza czytamy pouczenie:
19 Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody4, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. 20 Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem.(Mt 28 19-20)
Mateuszowe „Idźcie i nauczajcie” można oddać również jako: „idąc nauczajcie”, „żyjąc nauczajcie”, czyli to samo, o czym mówi św. Paweł:
31 Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie 32 Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego, 33 podobnie jak ja, który się staram przypodobać wszystkim pod każdym względem nie szukając własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni.(1Kor 10 31-33)
W tym kontekście „nauczajcie” nie oznacza: wygłaszajcie odczyty i konferencje, lecz: „czyńcie uczniami”. Żyjcie w taki sposób, żeby inni patrząc na was widzieli szczęśliwych ludzi, którzy mimo przeciwieństw i trudów egzystencjalnych żyją zgodnie z wymogami postawionymi przez Jezusa w kazaniu na górze. Świecą światłem oświetlającym Jezusa, świadczą, że bycie Jego uczniem to sprawa cudowna i wspaniała, choć wymagająca i trudna.
Jeśli taki nie jestem, jeśli moje chrześcijaństwo o niczym nie świadczy, na nikogo nie wskazuje, a oznaką mojej wiary jest wyłącznie medalik dyndający na mojej szyi, to znaczy, że sól utraciła swój smak, że nadaje się ona już tylko na to, żeby rozsypać ją na chodniku zimą, żeby się ludzie nie ślizgali, że nadaje się już tylko na podeptanie.
Myślę, że to, iż dzisiaj w Polsce jesteśmy deptani jest doświadczeniem, choć bolesnym, to jednak potrzebnym, że dostaliśmy je od samego Boga. Musimy wreszcie przestać się pławić we własnym samouwielbieniu i zacząć się nawracać. Kościół musi wreszcie przestać głosić samego siebie, a zacząć głosić Jezusa.