Kościół w swoim historycznym, ludzkim trwaniu to pasmo nieustannych kryzysów. Upadków i powstań ludzi podłych i nikczemnych, i świętych. Postaw haniebnych i wielkich, jego kondycja odpowiada kondycji człowieka. Jesteśmy zdolni do rzeczy małych i ogromnych, dotyczy to wszystkich bez wyjątku.

Jednakże kryzys, z którym musimy zmierzyć się dzisiaj jest wyjątkowo obrzydliwy, wyjątkowo straszny i odrażający. Ludzie Kościoła krzywdzili swoje własne dzieci, na co wielu w imię chorego pojmowania wartości nie umiało lub, co gorsze, nie chciało się temu sprzeciwić.

Jak do tego mogło dojść? Jak to się stało? Te pytania nurtują chyba wszystkich, wielu mądrych ludzi szuka odpowiedzi w meandrach ludzkiej psychiki, w niuansach, w kuluarach. Tymczasem odpowiedź jest prostsza niż może się wydawać i nie dotyczy niuansów, ale samego centrum, jądra naszej wiary.

Wielu w oficjalnym nauczaniu Kościoła zaczęło głosić Jezusa alegorii, Jezusa przenośni, Jezusa idei. Ogłoszono, że jedynym powodem przyjścia na świat Jezusa była śmierć krzyżowa, że urodził się On w ciele po to, by Go zabito. Skoro w absolutnym centrum wiary stanął krzyż, logicznym wydało się, że wszystko, co Jego dotyczy do tego krzyża ma prowadzić, wszystko, czego nauczał i co robił było tego krzyża zapowiedzią. Wszystko, co stało się między chrztem w Jordanie a ukrzyżowaniem, to jedynie preludium do Golgoty. Wszystkie wypowiedzi Jezusa miały nas do tego wydarzenia przygotować, skoro więc Jego nauka to po prostu zapowiedź Golgoty, dlatego więc nie można tego co mówił odbierać dosłownie, wprost. Przeciwnie, odczytywanie Ewangelii w sposób dosłowny to przejaw prostactwa, braku wykształcenia i domena maluczkich. Ewangelia to piękna alegoria, to teologia, to przenośnia. Podobnie Królestwo Niebieskie to idea, abstrakcja, Niebo. Coś nieosiągalnego w życiu doczesnym, dopiero po Sądzie Ostatecznym.

Sąd Ostateczny, choć przedstawiany przez wielu artystów w sposób niezwykle obrazowy i sugestywny, to również abstrakcja. Przecież większość z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie własnej śmierci, a co dopiero tego, co po tej śmierci nas czeka. Zresztą czy da się normalnie żyć i funkcjonować mając ciągle przed oczami własną śmierć i Sąd? Anioły z ognistymi mieczami i kotły gotującej się smoły? Czy można bez przerwy przebywać w świecie czystych idei i nie zwariować? Nie, do abstrakcyjnego świata można tylko zaglądać od czasu do czasu. Na Mszy świętej, w modlitwie, czytając o uniesieniach mistyków, możemy poczuć na chwilę bliskość absolutu, a normalnie w życiu? Życie to życie. „Życie to nie bajka”. Życie jest trudne i ciężkie, i trzeba jakoś sobie radzić, jakoś to sobie poukładać. Jakoś umościć się w tej poczekalni. Znaleźć w miarę wygodną pozycję w tej kolejce do Nieba. Boga abstrakcji możemy poczuć tylko w ulotnych chwilach uniesienia. Bóg abstrakcji to Bóg, który bywa, a nie Bóg który  – Jest!

Czy Kościół potrzebuje reform? Dzięki reformom możemy osiągnąć bardziej demokratyczną, transparentną, nowocześnie zarządzaną korporację. Kościół potrzebuje tak naprawdę Jezusa, który żyje, który jest obok, który patrzy nam w oczy, z którym możemy nawiązać relację, który cierpi, gdy my cierpimy, ale który się cieszy, gdy my się cieszymy. Jeśli autentycznie chcemy sprawić, by bagno przestało zalewać Kościół – pozwólmy zejść Jezusowi z krzyża i usiąść koło nas. Czy odważysz się skrzywdzić dziecko, gdy Jezus będzie koło ciebie?