Nie potrzeba kończyć szkół medycznych by rozumieć taką oto sytuację: „Jeśli lekarz poprawnie rozpoznając objawy, na ich podstawie stawia błędną diagnozę to na wyleczenie choroby szanse są mizerne albo choroba minie sama albo pacjent umrze.
Podobnie dziś jest z polskim Kościołem. Na podstawie prawidłowych objawów wielu z nas stawia błędną diagnozę. Upadek kościelnych autorytetów jest bezdyskusyjny. Kompromitacja hierarchii i ogólnie rzecz ujmując stanu duchownego oczywista. Kościół jako instytucja uległ strasznej korozji i stąd mamy kryzys. Ludzie zmęczeni brudami Kościoła marzą o nowej, czystej, nieskalanej duchowości. Tylko więc głęboka reforma tej skostniałej instytucji może nas uratować przed wielką, spektakularną klęską.
Obawiam się, że tak właśnie nie jest. Skąd taka myśl? Z historii! Skandale w Kościele to sprawa stara jak samo chrześcijaństwo, upadek duchowieństwa również rzecz nie nowa. Na przestrzeni wieków nawet sami papieże nie raz i nie dwa byli przyczyną wielkiego zgorszenia. Zawsze jednak gdy Kościół jako instytucja popadał w poważne tarapaty, rodziły się wielkie ruchy oddolne. Ludzie rozczarowani hierarchią poszukiwali autentycznej duchowości gdzie indziej. Następował wysyp różnego rodzaju ruchów mistycznych, zakonów żebraczych, pojawiali się samozwańczy prorocy, wędrowni apostołowie, kaznodzieje. Rosły w siłę przeróżne sekty. Katarzy, Albigensi, zwolennicy Jana Husa i tak dalej. Wreszcie wielką odpowiedzią na skandale instytucjonalnego Kościoła była reformacja.
Dziś w Polsce nic takiego się nie dzieje, niczego takiego nie obserwujemy. Nie ma żadnej oddolnej próby stworzenia duchowości alternatywnej do instytucji Kościoła. Dlaczego? Odpowiedź jest boleśnie prosta. Polacy w swojej masie nie chcą już chrześcijaństwa jako takiego. Pragną „zachodniego” pogaństwa. Wielkie skandale Kościoła to tylko pretekst by się od tego chrześcijaństwa wreszcie uwolnić, wreszcie dać sobie spokój. Pretekst, który Kościół podał im na „złotej tacy”.
Chrześcijaństwo jest trudne, wymagające, męczące, rodzi dyskomfort i wyrzuty sumienia, jest przyczyną rozdwojenia jaźni, przecież większość Polaków w ogóle nie wierzy w to co wyznaje. Poglądy Polaków stoją w jawnej sprzeczności z nauką Kościoła. Jasne, że nie wszystkich ale przecież wystarczy się wsłuchać w głos Polaków wszędzie wokół nas. Śledzić wartości promowane w nowych mediach, słuchać ludzi na ulicy, w pracy, w barach, klubach, na spotkaniach rodzinnych i przystankach autobusowych, w praktyce od dawna chrześcijaństwa tam już nie ma. Obecne nagłośnienie skandali, skandali znanych wiernym polskiego Kościoła Katolickiego przecież od zawsze, to świetny pretekst by ten stan faktyczny usankcjonować oficjalnie. To świetna okazja by wreszcie formalnie ogłosić koniec Polski Katolickiej i wkroczyć do upragnionej pogańskiej Europy.
Tak stawiając problem widzimy, że żadne reformy Kościoła instytucjonalnego nic nie dadzą bo ludzie nie chcą Kościoła w ogóle. Podobnie robienie „słodkich oczu” do liberałów czy próba uczynienia z Kościoła „fajnego”, „rozrywkowego” przyjaznego dla wszystkich miejsca. Poważny człowiek Kościoła, który na siłę próbuje przedstawić wulgaryzmy i chamstwo jako spontaniczny akt radosnej twórczości jedyne co może osiągnąć to narazić się na śmieszność. Nie tędy droga.
Co więc pozostało tym nielicznym, którzy chcą jeszcze być w Polsce chrześcijanami? Trzeba nam żyć w świetle. Prosto, uczciwie, przyzwoicie. Mieć tak za tak, nie za nie. Trzeba żeby nasze życie było przejrzyste, krystalicznie czyste jak łza. Żadnych „trupów w szafie”, „żadnych brudów zamiatanych pod dywan”. Trzeba nam żyć tak jak to głosimy by czyny, myśli, słowa były ze sobą w zgodzie.
Nie jest to metoda spektakularna, ani rokująca szybkie efekty. Przeciwnie, na owoce możemy się nie doczekać w naszym życiu. Zanim Polacy zachłystną się pogaństwem i odkryją fałsz i pustkę tego błyszczącego sztucznym światłem świata bez wątpienia upłynie dużo czasu. Jak mawia mój kolega z pracy: „Ech, ciężko jest łatwo żyć” i być może wielu tym 'łatwym życiem” bez wartości srogo się zawiedzie ale, że nastąpi to szybko na to bym za bardzo nie liczył.
Na co więc liczę? Na życie wieczne! Bo tak się składa, że jest to jedyna oferta Kościoła w której jest bezkonkurencyjny.