Przyglądając się temu co dzieje się w Polsce w ostatnich dniach, nieodparcie nasuwa mi się skojarzenie z dialogiem zaczerpniętym z kultowej komedii „Miś”:
- Powiedz mi, po co jest ten miś?
- Właśnie, po co?
- Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta.
Śmiem twierdzić, że rzetelna wiedza na temat faktycznych kompetencji czy konstytucyjnej roli jaką spełniają w systemie państwowym takie instytucje jak Trybunał Konstytucyjny czy Sąd Najwyższy w polskim społeczeństwie jest niewielka. Z tymi trudnymi i skomplikowanymi zagadnieniami formalnymi i prawnymi radzi sobie nie tak znowu liczne grono fachowców, specjalistów, natomiast przeciętny obywatel raczej w tych zawiłych niuansach się gubi. Co więcej, pewne jest, że ci którzy pałają świętym oburzeniem wobec zamachu na owe instytucje, o to nie zapyta. Wynika to z oczywistego faktu: skoro wychodzę na ulicę, by protestować w obronie jakiejś instytucji, nie mogę się przyznać, że de facto nic o niej nie wiem. Zdyskredytowałbym się sam we własnych oczach.
Właśnie dlatego jest to idealny materiał dla manipulatorów. Tam gdzie nie ma rzetelnej wiedzy nie można toczyć sporu opartego o merytoryczne argumenty i śmiało można przenieść go na płaszczyznę emocji. Do tego świetnie się nadają kolejne słowa – hasła. Nośne w swoim brzmieniu, niosące w sobie ogromny ładunek emocjonalny i mało konkretów.
Wolność i demokracja to pojęcia niezwykle rozległe, wieloznaczne, bez odpowiedniego dookreślenia faktycznie znaczą bardzo niewiele. Weźmy choćby wolność obywatelską: dla jednego będzie ona oznaczać wolność wyznania, w którym to prawie zawiera się zasada nie określania się, czyli uzna on, że religia w szkole, gdzie uczeń lub jego rodzice muszą określić swoje stanowisko wobec religii katolickiej to ewidentne przekroczenie zasady świeckości państwa i zamach na obywatelską wolność.
Inny powie, że świętym prawem obywatela jest nieograniczony dostęp do broni palnej. Kolejny będzie oczekiwał od państwa stosowania kary śmierci wobec najgroźniejszych przestępców. I tak dalej, i tak dalej. Dokładnie tak samo jest z rozumieniem pojęcia demokracja. Inaczej będą go używać republikanie, inaczej zwolennicy państwa socjalnego, opiekuńczego.
Bez merytorycznej dyskusji słowa stają się hasłami, obrazkami z Facebooka opatrzonymi nośnymi tytułami i błahą treścią, bo przecież to co jest małym drukiem jest nieistotne, bo i tak nikomu nie chce się tego czytać.
Postawa obywatelska to struktury poziome, lokalne, przede wszystkim troska o to co dzieje się na „moim podwórku”, o to co znam i rozumiem i na co mogę mieć faktyczny wpływ. Być obywatelem nie oznacza „być maszyną do głosowania”. Na to, że nie jest to typowe myślenie w naszym społeczeństwie, podam przykład prosto z życia wzięty.
Pracuję w firmie w której łamanie prawa pracy i przepisów BHP nie jest wynikiem zaniedbań czy zwykłego niechlujstwa, ale jest założeniem systemowym – jednym ze sposobów cięcia kosztów. Któregoś dnia długoletni pracownik tej firmy mówi z wielkim oburzeniem:
- Ty wiesz, oni chcą ograniczyć nasze prawo do strajku?
- Pracujesz tu tyle lat, codziennie nasze prawa są łamane – odpowiadam mu – ile razy strajkowałeś?
- No wiesz, nigdy ale ja mówię tak ogólnie – odpowiedział mi ów człowiek, nie rozumiejąc o co mi chodzi.
Bolączki chorego państwa, które dotyczą nas na co dzień, znosimy ze stoickim spokojem zakładając, że tak już jest i nikt tego nie zmieni. Natomiast bardzo ekscytujemy się „wojną na górze”, w której jesteśmy ważni wyłącznie jako masa, jako tłum. Dostarczyciele facebookowych kliknięć „lubię to”. I gdyby chodziło o dobrą zabawę rodem z portali społecznościowych czy uliczny festyn nie warto by było wszczynać larum, zawracać sobie głowy. Niestety, w tej wojnie o stołki chodzi o coś zdecydowanie większego, obie strony konfliktu pragną, dla własnych potrzeb, wykorzystywać emocje jak najsilniejsze, robią wszystko byśmy się nienawidzili. Tym samym budzą bardzo niebezpieczne demony.
Po pierwsze, z merytorycznego sporu politycznego o konkretach dyskusję przenosi się na płaszczyznę personalnych zarzutów. Normalni, kulturalni ludzie, którzy na co dzień starają się nie obrażać bliźnich, zmanipulowani sądzą, że mają pełne prawo wypowiadać bardzo brutalne sądy o ludziach których nie znają, a pewnie nawet nigdy nie stanęli z nimi twarzą w twarz. Są na sto procent przekonani, że ten to złodziej, ten chory psychicznie oszołom, ten aferzysta, a tamtej wiara jest zakłamana i na pokaz.
Po drugie, mamy być przekonani, że dla nas maluczkich nie ma rzeczy ważniejszej od tego, jaka opcja polityczna rządzi w Polsce, bo na tym opiera się cały fundament naszej egzystencji, a obecny konflikt głęboko dzieli polskie społeczeństwo.
Kiedy wychodzę na plac zabaw z córeczką i bawi się ona ładnie i grzecznie z innym dzieckiem, ja nie pytam czy jej rodzice są za PO czy za PiS bo mnie to kompletnie nie interesuje. Tu należy podkreślić, iż nie chodzi o to, że jest to sprawa drugorzędna czy trzeciorzędna, nie jest to dla mnie ważne w ogóle, podobnie jak dla większości innych ludzi! Jeśli manipulatorom uda się to zmienić, staniemy u progu tragedii narodowej.
Gdy przyjdę na plac zabaw i powiem córce: nie baw się z tym dzieckiem, bo jego rodzice głosują na zdrajców narodu, zadziała we mnie ten sam mechanizm, który nie tak znowu dawno temu nakazywał ludziom mówić: nie baw się z nią, bo to Żydówka!
Jeśli ktoś w tej chwili pomyśli, że jednak przesadzam, że to nie to samo, zapewniam cię kochany bracie i siostro, że owszem, to dokładnie ten sam mechanizm. Dokładnie te same demony!
Piszę ten komentarz z przykrością i nie jest to stwierdzenie li tylko stylistycznym ozdobnikiem. Nie wiem Jerzy ile masz lat, ja niestety mam już ich na tyle, by pamiętać, że w PRL-u manipulacją nazywano nawet sprzeciw wobec głupiej decyzji urzędnika gminnego i oczywiście dodawano kto za tą manipulacją stoi. Jeżeli zarzucasz, czy choćby sugerujesz, demonstrującym, że są zmanipulowani, to jest to jednak pewna forma ich obrażania. Sugerujesz, krótko mówiąc, że ich zdolność myślenia jest ograniczona. Ja jestem przeciętnym obywatelem, którego przywołujesz w swoich rozważaniach i ja, zapewne jak zdecydowana większość demonstrujących, jeśli nie wszyscy, wiem co to jest Trybunał Konstytucyjny, wiem co to jest niezależność sądów, co to jest telewizja publiczna i wiem jeszcze, choć zabrzmi to nieskromnie, parę innych rzeczy. To nie jest wiedza tajemna i właśnie na naszych oczach ludzie się o tym przekonują. Nie jestem naiwny, wiem czym jest polityka, a szczególnie czym potrafi być, ale wrzucanie wszystkich do „jednego wora” jest niesprawiedliwe. To jest tak jak w stwierdzeniu, że wszyscy kradną. Nie, nie wszyscy! Wolność i demokracja wbrew temu co napisałeś, to nie są określenia wieloznaczne, to są wartości, które w tym podstawowym znaczeniu są jasne i zrozumiałe, choć prawdą jest, że wiele zrobiono, by tak nie było. Wiem, że nie miałeś takiej intencji, ale to jest relatywizm w odniesieniu do tych wartości. Zgadzam się z Tobą, że nasze codzienne prawa od których zależy jakość naszego życia, są lekceważone, właśnie protestując przeciw temu, nie brałem w ciągu ostatnich kilku lat udziału w wyborach. Mam jednak nadzieję, że ci którzy zawinili, coś zrozumieli, my wszyscy zresztą coś ważnego zrozumieliśmy. Nie można nikomu odmawiać nawrócenia czy choćby zrozumienia swojego błędu. Dobrze, że zaczęliśmy o tym rozmawiać, także na blogowni Deonu. Z życzliwością i szacunkiem pozdrawiam. Rafał
Bardzo dziękuję za komentarz. Nie mam na imię Jerzy tylko Paweł i owszem pamiętam czasy PRL-u, na szczęście bardzo mgliście. O to czy wolność i polski wymiar sprawiedliwości to pojęcia logicznie niesprzeczne warto by zapytać młodych ludzi obecnie studiujących prawo. Czy na poziomie rekrutacji do zawodów prawniczych w Polsce panują: wolność, transparentność, równość szans, demokratyczne zasady czy może raczej nepotyzm, kumoterstwo, rządy korporacyjnych układów? Czy młody, zdolny człowiek bez układów i pieniędzy ma realnie duże szanse zostać w Polsce prokuratorem? Zadaję sobie pytanie czy w moim interesie, szarego obywatela Rzeczpospolitej leży obrona tego środowiska i tego systemy czy może przeciwnie, może należałoby rozgonić na cztery wiatry to towarzystwo wzajemnej adoracji „świętych krów”? Właśnie dlatego upieram się przy stwierdzeniu, że na poziomie czystych emocji słowa: wolność i demokracja nic nie znaczą, a walki politycznej nie powinno prowadzić się na ulicach tylko w merytorycznej dyskusji wolnej od „personalnych wycieczek”. Nie sądzę by nazwanie kogoś manipulowanym było obraźliwe, manipulujemy sobą wzajemnie w domu, manipuluje nami reklama, sieci handlowe, itd., jest to jeden z elementów komunikacji społecznej którego nie da się uniknąć i który bynajmniej nie świadczy o zdolnościach umysłowych manipulowanego. Podobnie rzecz się ma z wiedzą na tematy prawne, to że rozeznają się w nich głównie ( choć oczywiście nie wyłącznie! ) prawnicy jest normą a nie aberracją. Gdybym twierdził coś innego, równie dobrze mógłbym powiedzieć, że ci co nie rozumieją fizyki kwantowej są idiotami. Ja nie rozumiem, a za idiotę się nie uważam. Jeśli jednak mój wpis cię uraził drogi bracie to bardzo przepraszam, nie to było moją intencją. Jeszcze raz dziękuję za krytyczną opinię gdyby wszyscy myśleli tak jak ja pisanie tego bloga byłoby czynnością bezsensowną. Niech Ci Bóg błogosławi drogi Rafale
Cóż zostajemy każdy przy swoim zdaniu, dla porządku dodam, że dalej się z Tobą Pawle (przepraszam za pomyłkę) nie zgadzam. Podzielam Twoją opinię, że totalna zgodność nie tylko byłaby nudna, ale i podejrzana nieco. Jeśli jednak jest wzajemny szacunek, to zawsze znajdzie się wartość czy wartości nam wspólne. To jest może trudny (a co jest łatwe?) optymizm, ale jest. Życzliwie, choć na odległość, podaję rękę.