Tagi
1 Kierownikowi chóru. Psalm. Dawida, 2 gdy przybył do niego prorok Natan po jego grzechu z Batszebą2.
3 Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości,
w ogromie swego miłosierdzia wymaż moją nieprawość!
4 Obmyj mnie zupełnie z mojej winy
i oczyść mnie z grzechu mojego!
5 Uznaję bowiem moją nieprawość,
a grzech mój jest zawsze przede mną.
6 Tylko przeciw Tobie zgrzeszyłem
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą,
tak że się okazujesz sprawiedliwym w swym wyroku
i prawym w swoim osądzie3.
7 Oto zrodzony jestem w przewinieniu
i w grzechu poczęła mnie matka4.
8 Oto Ty masz upodobanie w ukrytej prawdzie,
naucz mnie tajników mądrości5.
9 Pokrop mnie hizopem6, a stanę się czysty,
obmyj mnie, a nad śnieg wybieleję.(Ps 51,1-9)
Bardzo nie lubię się spowiadać. Trzeba iść i się upokorzyć. Trzeba iść i przyznać się do tego całego brudu, w którym się żyje. Trzeba – co chyba dla mnie najtrudniejsze – przyznać: „ja, Paweł Jurzyk, nie jestem doskonały”.
Czy Bóg nie zna wszystkich moich grzechów? Przecież każdy włos jest policzony. Jasne, że zna. Czy za każdym razem, na Mszy świętej nie powtarzam: „spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i wam bracia i siostry… ?” To nie jest spowiedź? Oczywiście, że jest. Dlaczego w takim razie Kościół Katolicki upiera się przy tym anachronizmie jakim jest spowiedź uszna? Moi znajomi, obeznani z sytuacją Kościoła Katolickiego w Europie Zachodniej twierdzą, że tam ludzie nie chodzą do spowiedzi.
Otóż spowiedź nie jest do niczego potrzebna Bogu, On i tak wie wszystko. Spowiedź to Jego prezent dla nas. To sakrament, czyli Jego realna obecność w naszym życiu, niosąca przemianę. Innymi słowy mówiąc: dzięki sakramentom możemy robić w życiu to, czego bez nich nie bylibyśmy w stanie zrobić. Dzięki sakramentom możemy przekraczać naszą małość.
Aby przekroczyć małość grzechu najpierw trzeba go sobie uzmysłowić, wyartykułować i przyznać się do niego, ale nie tak abstrakcyjnie, trzeba go zwerbalizować. Trzeba go zanieść do wspólnoty Kościoła, stanąć przed człowiekiem i powiedzieć: tak, grzeszyłem. Tak jak chrześcijaństwo nigdy nie jest naszą sprawą prywatną, tak i grzech nią nie jest. Możemy wręcz mówić o „chrześcijańskim efekcie motyla”, moje grzechy mają realny wpływ na życie moich bliskich, ale również na ludzi, których nie znam, których nigdy nie widziałem na oczy. Grzech nie jest zagadnieniem formalno-prawny, nie jest też wartością obiektywną, to fakt dziejący się w moim życiu. Nie bliźniego, nie kogoś tam ale moim, to moje odejście od Boga, zejście na manowce.
Właśnie dlatego czymś niezwykle ważnym jest rachunek sumienia, czyli praca nad samoświadomością chrześcijańską. Nie wystarczy wziąć katalogu z grzechami i stawiać ptaszki: to robiłem, tego nie robiłem, trzeba patrzeć na wszystko, co oddala mnie od Boga. Na przykład: w katalogu pewnie nie znajdzie się kategoria wędkarstwo, ale jeśli uciekasz w to hobby od obowiązków, od rodziny, od prawdy, szukasz ukojenia w nim zamiast w Bogu, być może wędkarstwo to dla ciebie bożek, a cześć oddawana bożkom to idolatria – grzech ciężki.
W katalogu grzechów pewnie wysokie miejsce zajmie kłamstwo. Mam w pracy koleżankę, o której inteligencji mam zdecydowanie niskie mniemanie, czy zatem w imię prawdy i uczciwości względem siebie samego mam jej o tym powiedzieć? Owszem, dopieszczę swoje ego, owszem, będę mógł myśleć o sobie zgodnie z facebookowymi „mądrościami”: nie jestem wredny tylko szczery. Co osiągnę? Nakarmię swojego demona pychy i zabiję słowem koleżankę. Wobec tych, których szczególnie nie lubię powinienem być szczególnie miły i sympatyczny, ktoś powie, że to szczyt hipokryzji? Niech powie, na chwałę Boga można być i hipokrytą!
Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości.(Łk16,8)
Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy [wszystko] się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków.(Łk16,9)
Rachunek sumienia to rozeznanie wszystkiego tego, co stoi na mojej drodze do świętości, to czas zadumy nad tym, czym jest chrześcijaństwo, jakie jest w nim moje miejsce. To czas na filozofowanie, teologię, podróże wgłąb siebie i tak dalej. Konfesjonał takim miejscem nie jest. W konfesjonale powinniśmy spowiadać się z faktów z naszego życia. Zgrzeszyłem, bo zrobiłem to, to i to… W konfesjonale nie mamy snuć opowieści, usprawiedliwiać się, wybielać. To Bóg nas usprawiedliwia, to On nam przebacza. Jeśli to sobie uświadomimy, narzucimy sobie reżim myślowy. W zaciszu domowym wypuszczamy się na głębokie wody wiary i jej niuansów, by poprzez rachunek sumienia powrócić z konkretną listą faktów, które znosimy do konfesjonału.
Dzisiejszy świat mówi nam, że życie musi być fajne, wszystko musi być ok, jeśli coś jest niefajne, to trzeba to jak najszybciej zmienić. Niestety, to nie ma nic wspólnego z prawdą, w życiu jest cała przestrzeń „niefajnych” rzeczy i spraw, z którymi musimy się codziennie mierzyć. Spowiedź również może być niefajna, można jej nie lubić. Może być upokorzeniem, które prowadzi do oczyszczenia, sakramentem, który sprawi, że będziemy przenosić góry. Amen