Zupełnie nie znam się na czarnej, białej czy jakiejkolwiek innej magii. Nie lubię fantastyki,  baśni itp. Nigdy nie przeczytałem żadnej z książek pana Tolkiena ani żadnej z przygodami o Harrym Potterze, do czego uczciwie przyznaję się na wstępie tego wpisu.

Wiele osób może uznać, skoro nie czytałem to i nie powinienem na ich temat zabierać głosu i trudno się z tym nie zgodzić. Nie zamierzam jednak zajmować się tutaj krytyką literacką. Zwyczajnie, będąc człowiekiem mocno sceptycznym z natury, jestem zafascynowany tym, że poważni, dorośli ludzie toczą fundamentalne, zażarte dysputy na temat tego, który świat fikcyjnych, baśniowych stworów jest dobry i chrześcijański, a który zły i satanistyczny.

Jeśli przyjrzymy się odrobinę dokładniej czterem Ewangeliom musimy uznać, że są one bardzo powściągliwe, stonowane  w swoim przekazie. Nie ma tam nic spektakularnego, nawet cuda Jezusa są przedstawione w sposób niezwykle chłodny, a przecież materiału na wielką literaturę jest aż nadto. Z wskrzeszenia Łazarza czy o wypędzaniu złych  duchów można było zrobić opowieść, której nie powstydzili by się twórcy „Matrixa”. Co więcej, takie teksty powstawały! Jeśli zagłębimy się w barwny świat apokryfów, znajdziemy w nim ogrom dziwów i zdarzeń rodem nie z tej ziemi. Mówiące po ludzku psy, przemawiające głosem mężczyzny noworodki, Szymona Maga fruwającego nad Rzymem. Biblijne postacie przemierzające czeluście piekielne. Możemy poczytać sobie o dzieciństwie Jezusa, rodzicach Marii i o wielu cudach i fantastycznych historiach o których milczą ewangeliści.

Czy to oznacza, że Markowi, Mateuszowi, Łukaszowi i Janowi zabrakło weny i polotu literackiego? Bynajmniej! Ewangeliści chcieli przedstawić Prawdę o Jezusie, a nie robić literaturę. Zadbali o to by Dobra Nowina nie rozmyła się gdzieś w gąszczu namnożonych wątków, dygresji, nieistotnych opowieści, mało znaczących postaci. Właśnie z tych powodów młody Kościół tak upodobał sobie te teksty, strzegł je, chronił i dbał by zachowały się w czystej, niezmienionej postaci dla przyszłych pokoleń.

O ile nie czytałem nic Tolkiena i J.K. Rowling to całkiem nie najgorzej znam „Opowieści z Narnii”, przez długi czas bowiem była to ulubiona lektura syna na dobranoc. Ekscytujący, czarodziejski świat C.S.Lewisa, może być wspaniałą przygodą dla dzieci i młodzieży: rozliczne bitwy, magia ta dobra i ta zła, mniej lub bardziej sympatyczne dziwolągi czy mówiące ludzkim głosem zwierzęta mocno działają na wyobraźnię czy jednak jest to chrześcijaństwo w czystej postaci? Czy gadający lew to Jezus? Głównym spoiwem łączącym wszystkie opowieści z czarodziejskiej krainy jest wojna, czy to oznacza, że istotą chrześcijaństwa jest walka? Jeśli odpowiemy twierdząco na to pytanie, pojawia się problem: co z męczennikami za wiarę? Młody Kościół uznawał taką śmierć za chrzest własną krwią, który znosi wszystkie grzechy czyniąc męczenników „niewątpliwie świętymi”. Skoro istotą naszej wiary jest walka dobra ze złem ich śmierć musimy uznać za  wynik  słabości. Zginęli bo nie mieli za sobą wielkiej armii, broni, militarnej potęgi, Bóg był po stronie silniejszych legionów. Czy kluczem do zrozumienia sensu męczeństwa jest bezsilność?

Upierając się, że barwne zmagania ludzi, potworów i mówiących zwierząt z książek Tolkiena czy C.S.Lewisa to istota chrześcijaństwa, wpadamy dokładnie w tę samą pułapkę, której, we własnym geniuszu i dzięki działaniu Ducha Świętego, uniknęli czterej ewangeliści. Fantastyczny i skomplikowany świat czarów i dziwów dostarczając ogromnej ilości wzruszeń, skutecznie zakrywa prosty sens Dobrej Nowiny.

Nie oznacz to oczywiście że, wrażliwy czytelnik nie powinien doszukiwać się w tych dziełach chrześcijańskich natchnień, jak najbardziej może. Cała rzecz w tym, że może to robić równie dobrze, czytając o przygodach Harry Pottera. Upieram się bowiem przy stwierdzeniu, że literatura nie dzieli się na chrześcijańską i pozostałą, ani nawet na dobrą i złą tylko na taką która nas wzrusza i do nas przemawia i na taką, która jest dla nas obojętną.

Jeśli komuś świat stworzony przez panią J.K. Rowling dostarczył pięknych, wspaniałych wzruszeń czemu mamy z tym polemizować i mu tego zabraniać?  Czy spory o to która magia, z której książki jest lepsza nie przypominają kłótni rodem z piaskownicy?

Jezus ostrzega nas, że jeśli nie staniemy się jak dzieci, nie wejdziemy do Królestwa Niebieskiego. Śmiem jednak twierdzi, że chodziło Mu  raczej o powrót do prostego myślenia, wrażliwości i łagodności serca, a nie koniecznie: o pielęgnowanie w sobie kompleksu Piotrusia Pana!