Jeśli jakiś artysta chce nazywać to co tworzy sztuką chrześcijańską ma do tego niezaprzeczalne prawo, a ja nie mam żadnych powodów by mu tego zabraniać. Jednakże sam nie będąc artystą, na sztukę, siłą rzeczy mogę patrzeć nie jako twórca ale wyłącznie odbiorca i z tej perspektywy mam prawo się zastanawiać czy w ogóle takie pojęcie jak sztuka chrześcijańska istnieje.
Marcel Duchamp wynosząc do rangi dzieła sztuki pisuar w sposób radykalny zanegował wszelkie ograniczenia wobec tego co można a czego nie można nazywać sztuką, otwierając tym samym drogę dla niczym nieskrępowanej wolności artysty i jego działań. Czy dobrze się stało czy nie to temat na zupełnie inną dyskusję, tutaj wystarczy powiedzieć, że co najmniej od początku dwudziestego wieku, w sztuce przestały obowiązywać jakiekolwiek kwestie formalne, sztuka została „uwolniona” od wszelkich definicji.
Skoro już nie można powiedzieć co to jest sztuka jako taka, sama w sobie, wydaje się niemożliwe nadawać jej przymiotniki. Upierając się przy określeniu sztuka chrześcijańska brniemy w ślepą uliczkę, bo jeśli istnieje coś takiego jak „sztuka chrześcijańska”, przez analogię musimy założyć, że istnieje również „sztuka nie-chrześcijańska” a to już jest taki galimatias pojęciowy z którego trudno byłoby się wygrzebać. Dlatego właśnie, wydaje się, że lepiej jest dla nas samych, kiedy porzucimy wszelkie próby definicji – z góry skazane na porażkę – i zawierzymy własnej intuicji. Sami będziemy decydować co nas porusza, a co do nas nie przemawia.
Dzisiaj chciałbym się zatrzymać na chwilę przy temacie obecnym w działaniach artystycznych od zawsze, przy nagości. Sprawa wydaje mi się niezwykle aktualny właśnie w letnich miesiącach w których słońce i wysokie temperatury sprawiają, że nasze miasta wypełniają mniej lub bardziej rozebrane kobiety.
Czy mnie jako chrześcijanina powinno to bulwersować? Myślę, że o wiele bardziej bulwersujące są te społeczności, w których to mężczyźni traktują kobiety jak przedmioty. W których uzurpują sobie prawo do decydowanie jak i w co należy ten przedmiot – kobietę – zapakować i kiedy i gdzie można go rozpakować i kto ma , a kto nie ma do tego prawo. Myślę, że dla mnie jako chrześcijanina, wolność decydowania to podstawa egzystencji. Sam Bóg obdarzył nas wolną wolą i nikt nie ma prawa nam tego odbierać. Kobiety mają pełne prawo decydować same o sobie, z prawem do rozbierania się włącznie!
Pozwolę sobie tutaj, z czystej życzliwości, na dwie uwagi. Po pierwsze, to jak bardzo kobieta ma ochotę się rozebrać wychodząc na miasto powinno zależeć nie tyle od moralności, bo jak wiadomo i z tym pojęciem podobnie jak ze sztuką mamy duże kłopoty, co zwyczajnie od zdrowego rozsądku. Wiąże się to w prosty sposób z drugą uwagą, którą pragnę poruszyć. Otóż prawo do wolności osobistej nie może być traktowane w ten sposób, że odmawia się tego prawa innym. Kiedy kobieta wychodzi z domowych pieleszy w przestrzeń publiczną ze swoją nagością musi się liczyć z tym, że ta jej nagość będzie oglądana. Ja, wolny obywatel, poruszający się w przestrzeni publicznej, mam pełne prawo przyglądać się wszystkiemu i nikt nie może mi tu stawiać ograniczeń. Dla przykładu, kiedy jadę tramwajem, a obok mnie znajduje się rozebrana kobieta, nikt nie może wymagać ode mnie, że niczym autystyczne dziecko, będę się wpatrywał w naklejkę na szybie, żeby sobie broń Boże, owa kobieta nie pomyślała, że jej się przyglądam. Owszem przyglądam się bo mam do tego pełne prawo i robię to z wielkim ukontentowaniem bo ciało kobiety jest piękne.
Należy tu jasno i stanowczo sobie powiedzieć: pogląd, który głosi, że człowiek to dychotomiczny podział na wzniosłą duszę i marną, plugawą powłokę cielesną nie jest chrześcijański. Wywodzi się z wielkiego ruchu filozoficznego i religijnego gnostycyzmu i jest z nauką Kościoła Katolickiego zdecydowanie sprzeczny. My chrześcijanie głosimy, że dusza i ciało człowieka są tak samo ważne. Zgodnie z wyznaniem wiary: wierzymy w ciał zmartwychwstanie i w to, że jest ono świątynią samego Boga. Jest dobre i piękne, jak dobre i piękne jest wszelkie Stworzenie. W nagości nie ma nic grzesznego i złego, Adam i Ewa w Raju byli nadzy.
W tym momencie dochodzimy do meritum sprawy, roli sztuki w kreowaniu odpowiedniego wizerunku ludzkiego ciała. W życiu codziennym, zanurzeni jesteśmy po czubki głów w komercji, ze wszystkich stron atakuje nas reklama, ze swoimi odrealnionymi wizerunkami kobiecego ciała, pragną ze wszystkich sił, utwierdzać i pielęgnować nasze kompleksy. Nie jest to zabieg jakiegoś super sadysty tylko zwykły zabieg marketingowy. Mało rzeczy na tym świecie tak skutecznie skłania nas do kupowania jak nasza niska samoocena.
Rolą sztuki powinno być ukazywanie ludzkiego ciała w prawdzie. Przecież nasza skóra nie jest idealnie jednobarwna, ma przebarwienia, znamiona, czasem blizny lub krostki, nie ma idealnych proporcji, a kilogramy i centymetry nie są kategoriami piękna, należą do przedmiotów ścisłych.
Prawdziwa kobieta nie ma idealnie proporcjonalnych piersi, nie musi mieć doskonale płaskiego brzucha czy szczupłych ud. Określenia grube, chude, krótkie, długie nie mają charakteru wartościującego, znaczeniowo są neutralne i przede wszystkim piękno nie ma wieku. Ja na przykład będąc mężczyzną po czterdziestce uwielbiam przyglądać się na mieście w te letnie dni pięknie rozebranym rówieśniczkom.
Świat komercji to dyktatura młodości do tego stopnia, że często ludzie w średnim czy starszym wieku zaczynają mieć poczucie nierealności, są do tego stopnia niezauważani, że idąc ulicą przeglądają się w witrynach sklepowych na potwierdzenie, że jeszcze istnieją.
Nikt i nic nie może lepiej tego zmienić jak właśnie sztuka. Artyści którzy potrafią pokazać, że piękno, zmysłowość, erotyka, a nawet seks nie jest domeną wyłącznie młodych i idealnie wysportowanych. Potrzebujemy tego wszyscy.
W szkolnej klasie często bywa tak, że są dziewczyny które podobają się wszystkim i te które nie podobają się nikomu. Dlaczego tak się dzieje? Otóż młodzi mężczyźni niepewni własnych sądów, szukają potwierdzenia w oczach innych kolegów i w świecie komercji. Chociaż po nocach śni o koleżance o pełnych, grubych udach i cudownie pucułowatej, uśmiechniętej buzi, nie podejdzie do niej i nie zaprosi jej do kina bo przecież ona nie może się podobać, on nie może mieć takiego gustu. Nie rozumie, że to nie z nim jest coś nie tak, to świat który go otacza zbudowany jest na kłamstwie i stereotypach, to potwór komercji który uwielbia karmić się naszymi kompleksami i zamykać nam drogę do szczęścia bo przecież szczęścia się nie zdobywa, szczęście trzeba sobie kupić!
Ukazywanie piękna ludzkiego ciała w prawdzie, takim jakie ono jest to nie tylko kwestia estetyki to również arcyważna kwestia społeczna i mniej mamy kompleksów tym większa szansa na zbudowanie zdrowego społeczeństwa. Dlatego właśnie chwała sztuce i słońcu, chwała wszystkim kobietom, młodym, starszym, chudym, grubym, niskim, wysokim, wszystkie jesteście piękne! Rozbierajcie się na zdrowie!
Zdjęcie w nagłówku pochodzi ze strony internetowej: erinwhitephotography.com