W Wielkim Tygodniu specjalnego znaczenia nabiera postać Judasza, jednego z Dwunastu, który wydał Jezusa. Od wieków ludzie stawiają sobie pytania: kim był? Dlaczego tak postąpił? Co do tego doprowadziło? Od wieków z tymi i innymi pytaniami próbują się zmierzyć ludzie sztuki. Dante Alighieri w „Boskiej Komedii” umieszcza Judasza na samym dnie piekła. Bardziej nam współcześni twórcy starali się podążać innym tropem, próbując usprawiedliwić tę postać, czy nawet nadać jego czynowi heroicznego wymiaru. Wystarczy tu wspomnieć o tych najgłośniejszych jak „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Nikosa Kazantzakisa czy rock operę „Jesus Christ Superstar”. Co o tym człowieku dowiadujemy się z Biblii?
Informują o nim wszystkie cztery Ewangelie i Dzieje Apostolskie, wzmianki o Judaszu pojawiają się tam dwadzieścia sześć razy. Wszyscy Ewangeliści zgodnie twierdzą, że był powołany do grona Dwunastu, choć żaden nie podaje okoliczności tego powołania. Był skarbnikiem tej grupy – „miał pieczę nad trzosem”. Zdradził Jezusa za trzydzieści srebrników, po czym popełnił samobójstwo. Był synem Szymona, zwanego Iskariotą. Tyle wiadomo z Kanonu, cała reszta to domniemania, przypuszczenia, snucie domysłów, zagadka, tajemnica. Już owe – Iskariota budzi kontrowersje. Nikt nie wie co tak naprawdę miało znaczyć.
Pierwsza i najbardziej powszechna hipoteza podaje, że znaczyło to „człowiek z Karioth”, wskazując na miejsce pochodzenia, miejscowość w południowej Judei koło Hebronu, z czego by wynikało, że Judasz był jedynym Apostołem, który nie pochodził z Galilei. Być może kwestia pochodzenia sprawiła, że jako obcy był traktowany przez resztę grupy z pewną nieufnością i dystansem. Nie mogąc się całkowicie zintegrować z pozostałymi Apostołami, Judasz mógł czuć się odrzucony i przez to łatwiej mu było podjąć decyzję o zdradzie. Czyż jednak możliwe jest, że autsajderowi powierzonoby tak ważne zadanie jak dbanie o finanse grupy? Mało prawdopodobne.
Inna hipoteza zakłada, że Iskariota to błędnie zapisane sikarios, po grecku „płatny morderca”, oznaczało pospolitego zbira, ale w pewnym kontekście również człowieka występującego z bronią w ręku przeciw Rzymianom. Kogoś, kogo dziś określibyśmy mianem członka ruchu oporu. Niektórzy idąc tym tropem widzieli w Judaszu aktywistę jakiejś politycznej, militarnej organizacji, walczącej z Rzymianami o wolność Izraela.
Według Józefa Flawiusza, żydowskiego historyka – sykaryjczycy: to radykalny odłam zelotów, uzbrojony w krótkie sztylety, zwane po łacinie – sicae. Twierdził on, że z sykaryjczykami związana jest legenda Masady. Była to twierdza położona na zachodnim wybrzeżu Morza Martwego. Podczas powstania Żydów przeciwko Rzymowi, które wybuchło w 66r n.e., miała zostać opanowana właśnie przez sykaryjczyków i stawiać zaciekły opór Rzymianom przez całe powstanie. Kiedy już nie było szans na utrzymanie twierdzy, obrońcy Masady uznali, że wolą śmieć niż poddanie się. Spośród obrońców wylosowano dziesięciu mężczyzn, którzy zabili wszystkich obecnych w twierdzy, a następnie z pozostałej przy życiu dziesiątki – jednego, którego zadaniem było zadanie śmierci dziewiątce, a na samym końcu popełnienie samobójstwa.
W zależności od tego jak odczytujemy legendę Masady, może się ona jawić jako symbol niezłomnej walki do samego końca i bezprzykładnego bohaterstwa, albo bezprzykładnej głupoty i fanatyzmu.
Judasz sykaryjczyk według tego tropu albo zdradził Jezusa, bo rozczarował go jego łagodny, pacyfistyczny mesjanizm, albo według innej wersji pragnął zradykalizować działania grupy, do której należał i chciał „pomóc” Mistrzowi objawić jego prawdziwą moc.
Wreszcie są tacy, którzy twierdzą, że Judasza tak naprawdę w ogóle nie było, a postać stworzona na potrzeby Ewangelii to symbol, personifikacja postawy większości Żydów wobec Jezusa. Jak w biblijnej Księdze Judyty, imię bohaterki oznaczało po prostu: Judejka, czyli Żydówka i symbolizowała bohaterską postawę kobiety żydowskiej broniącą swój naród przed nieszczęściem, tak Judasz to Juda – Judejczyk, symbol Żyda wydającego na krzyż Jezusa.
To tylko te najbardziej typowe pomysły na tego niezwykłego, kontrowersyjnego Apostoła. Przez wieki takich pomysłów narodziło się bardzo wiele. W malowniczy sposób tę postać przedstawiają apokryfy. Większość z tych utworów stawia sobie ambitne zadanie: pragną zgłębić tajemnicę: jak to się stało, że jeden z powołanych przez Jezusa, przebywający w Jego otoczeniu w sposób tak bliski przez trzy lata – zdradził swojego Mistrza.
Czy jednak faktycznie to jest najważniejsze? Przecież zdrada to zdrada. Czy naprawdę takie istotne jest dlaczego do niej doszło? Czy to słabość charakteru, czy przeciwnie – przerost ambicji, czy to jak sugeruje się najczęściej zwykła, mała, podła chciwość? Zdrada to zdrada i tyle. Wydaje się, że kluczem do tej postaci nie jest pytanie dlaczego zdradził, ale ocena tego co zrobił po zdradzie.
Kefas też zdradził, trzykrotnie zaparł się Mistrza. Pod krzyżem były kobiety i Jan, całej reszty nie było. Można powiedzieć, że wszyscy oni zawiedli Nauczyciela, nie dali rady, nie przeszli próby. Co zrobili po ukrzyżowaniu? Jak twierdzą wyjątkowo zgodnie wszystkie cztery Ewangelię i Dzieje Apostolskie, zebrali się razem. Uczniowie, jedenastu Apostołów, kobiety trwali razem we wspólnocie żalu, strachu, bólu i żałoby. To oznacza, że czas spędzony z Jezusem nie był dla nich czasem straconym, że ciągle miał znaczenie, choć oczywiście nie wierzyli, że On zmartwychwstanie; świadczą o tym pierwsze reakcje tych, którzy zobaczyli pusty grób, to jednak jednoczyła ich potrzeba przebywania razem, wśród tych, którzy Go znali. Gdyby śmierć Jezusa uznali za absolutny koniec wszystkiego, gdyby dominującym uczuciem wśród nich było rozczarowanie, bez wątpienia nie chcieliby sobie patrzeć w oczy, bez wątpienia unikaliby siebie, wstydząc się tych trzech naiwnych lat wiary w mrzonki i utopie. Uciekliby z Jerozolimy, jeden na komorę celną, inni łowić ryby. Oni jednak intuicyjnie szukali się nawzajem i trwali we wspólnocie, nawet zanim ukazał im się Pan. Już wtedy dali początek czemuś absolutnie wielkiemu – Kościołowi.
Zupełnie inną postawę przyjął Judasz, uznał, że ciężar jego winy jest tak wielki, że nie ma czego szukać wśród tych, z którymi spędził ostatnie trzy lata, że ta Droga, którą kroczył już mu nie pomoże. Sam zdecydował o swoim wykluczeniu, indywidualnie postanowił zmierzyć się ze swoim problemem i nie podołał. Skończył na stryczku.
Myślę, że właśnie interpretacja postaci Judasza w znaczeniu eklezjologicznym ma największy sens. Wspólne trwanie tych, którzy w Niego uwierzyli w najbardziej krytycznym momencie ich Drogi sprawiło, że przetrwali, że On miał do kogo przyjść. Indywidualne mierzenie się z bólem Judasza przyniosło śmierć. Wniosek, jaki z tego wypływa, jest oczywisty, nasze zbawienie jest możliwe tylko w trwaniu we wspólnocie, prowadzi przez Kościół. Jednakże, żeby mógł on spełniać swoją podstawową funkcję, musimy unikać jak ognia postawy, która, jak się wydaje, dochodzi mocno do głosu w dzisiejszym Kościele w Polsce. Wielu w tym Kościele bowiem mówi: „owszem zdradziliśmy Jezusa, owszem zaparliśmy się Go – ale wy bardziej”.