Decyzja papieża Franciszka w sprawie zmiany nauczania przez Kościół stosunku do kary śmierci wzbudziła w śród licznych wiernych niepokój a nawet sprzeciw. Głosy jakie się pojawiły na przykład w internecie można zgrupować w dwóch głównych blokach. Po pierwsze: Kościół był przychylny karze śmierci od setek lat, wielu z nas zastanawia się czy to nauczanie znane od wieków można sobie, ot tak zmieniać, i po drugie: najzwyczajniej w świecie wielu Polaków po dziś dzień chciałoby aby kara śmierci powróciła do kodeksu karnego w Polsce i decyzja Franciszka staje niejako w poprzek ich poglądów.

Czy ten strach przed zmianą może dziwić? Otóż żyjemy dziś w czasach dekonstrukcji wszystkiego. Dziś wszystko można, a nawet należy zanegować, poddać rozkładowi na czynniki pierwsze, przeanalizować, wątpić, nic nie uznawać za pewne, ani oczywiste. Dziś nie jest oczywista ani rodzina, ani płeć, ani preferencje seksualne, ani małżeństwo, a nawet sama śmierć budzi wątpliwości. Kiedy nasze funkcje życiowe podtrzymują maszyny, kiedy za nas maszyna oddycha, kiedy zamiast serca pompuje naszą krew, kiedy mózg zdaje się nie funkcjonować to czy żyjemy jeszcze my czy już tylko maszyna? Kiedy umieramy tak do końca? Czy można to umieranie przyspieszyć? Czy można komuś pomóc umrzeć? Dziś już nic nie jest pewne ani życie, ani śmierć, ani rodzenie, ani umieranie.

W czasach dekonstrukcji wszystkiego ostatnim bastionem pewności, jeszcze do niedawna jawił nam się Kościół rzymskokatolicki. Rzym stał na straży tego co pewne i niezmienne, dawał gwarancję, był podporą i fundamentem. Dziś wydaje się, że ten fundament zaczyna się chwiać, wielu z nas ma wrażenie, jakby ta skała na której zbudowany jest Kościół jakby uciekała nam z pod nóg. Nie dotyczy to zresztą tylko nauczania odnośnie kary śmierci ale całego pontyfikatu Franciszka.

Ten papież dla wielu z nas jest niekomfortowy, jest niepokojący. Cała rzecz w tym, że właśnie takie jest nasze życie. Jest ono niekończącym się napięciem. Napięciem między tym co znane i bezpieczne, a tym co nieznane i przyszłe. Kiedy kobieta dowiaduje się, że jest w stanie błogosławionym, cieszy się i raduje ale zawsze gdzieś tam głęboko w umyśle pojawia się pytanie: czy dziecko urodzi się zdrowe? Oczywiście ten niepokój można łagodzić dbając o siebie i monitorując ciąże wspólnie z lekarzem specjalistą ale pewności żadnej nie ma.

Kiedy wychodzę rano do pracy, nigdy o tym nie myślę, ale przecież gdzieś tam głęboko w sercu noszę wiedzę, że przecież mogę do domu już nie wrócić. Jakiś czas temu w środku Poznania wybuch gazu zniszczył kamienicę, nie był to nieszczęśliwy wypadek. Było to celowe działanie obłąkanego człowieka. Na skutek wybuchu zginęło wiele osób. Rzecz nie do pomyślenia! Przecież domy mogą wylatywać w powietrze w Syrii, Afganistanie, Iraku ale w środku Poznania?!

Franciszek, czy nam się to podoba czy nie, o tej prawdzie nam przypomina. Kościół w jego nauczaniu nie jest bezpieczną przystanią, to nie bujany fotel i ciepłe kapcie ale ciągłe pielgrzymowanie. Jeszcze przecież nie doszliśmy do Kanaanu, ciągle idziemy przez pustynię. W opisie biblijnym Żydzi szli przez pustynię lat czterdzieści, my chrześcijanie błąkamy się po naszej pustyni od dwóch tysięcy lat. Jasne, że to długo, że chciałoby się wreszcie zatrzymać, zdjąć buty pielgrzyma, stwierdzić:

„Kanaan to to może jeszcze nie jest ale dla mnie wystarczy”.

Ten papież jednak ciągle nas pogania, nie pozwala odpocząć, mówi:” jeszcze nie, jeszcze nie pora!” Nie można się zatrzymywać, nie można stawać w miejscu, choć w tych butach pielgrzymich mamy już wiele kamieni które nieustannie nas uwierają, a droga jest ciężka i końca nie widać – iść trzeba. Taka wizja Kościoła bez wątpienia nie jest komfortowa, nie daje tego czego pragniemy najbardziej – pewności ale jest na wskroś ewangeliczna. Jezus w wielu przypowieściach właśnie o tym nam mówi:

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. 35 Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową17; 36 i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy18. 37 Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. 38 Kto nie bierze swego krzyża19, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. 39 Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. (Mt 10,34-39)

Franciszek chce nas skłonić do tego byśmy przestali być konsumentami wiary, chce by przestała być konsumpcją a zaczęła być relacją, przemyśleniem, rozeznaniem. Kiedy głosimy, że karanie śmiercią najgorszych zbrodniarzy jest dopuszczalne z punktu widzenia Ewangelii, nie powołujmy się na tego czy innego mędrca ale spytajmy siebie samych:

„Czy faktycznie tej kary potrzebujesz, czy jesteś w stanie wziąć grubą linę zrobić pętlę, zarzucić ją na szyję delikwentowi i wykopnąć stołek. Patrzeć jak ulatuje z niego życie?”

Bo może jesteś za karą śmierci teoretycznie, jesteś za ale sam nie masz zamiaru jej wykonywać, uważasz, że powinien to robić ktoś inny. Cały pontyfikat papieża Franciszka to głos który nam mówi prawdę często dla nas bardzo niewygodną:

” Niczego nie zrobi ktoś inny, nic się nie zrobi samo. Żadnych innych nie ma. Kościół to nie inni, nie oni, nie ktosie, ale ja i Ty”