Chciałbym dziś zwrócić uwagę na pewną sprawę, która wielu osobom – jak mi się wydaję – umyka, a która w doskonały sposób obrazuje ogólną tendencję naszych czasów. Dobrze znane i zrozumiałe idee, których znaczenie jeszcze do niedawna były dla nas oczywiste, dziś są przedstawiane w taki sposób, że albo znaczą coś dokładnie odwrotnego niż znaczyły, albo prezentuje się je w tak niejednoznacznym i mglistym ujęciu, że najzwyczajniej w świecie nie znaczą już nic.
W zgodzie ze starymi definicjami podział sceny politycznej na prawicę i lewicę był jasny, prosty i klarowny. Głównym wyznacznikiem były sprawy związane z ekonomią. Na prawicy stali ludzie związani z kapitałem, postulujący całkowitą, lub jak najmniej ograniczaną wolnością gospodarczą, na lewicy – ci, którzy domagali się interwencji państwa i prawa w obronie najsłabszych, biednych, wykluczonych.
Gdy przysłuchuję się dyskusjom jakie rozgorzały po tym, jak znana firma zwolniła swojego pracownika, dowiaduję się, że jest akurat odwrotnie. Wielki kapitał, finansowy moloch, za którym stoją ogromne pieniądze, rzesza prawników i gotowych na wszystko menadżerów to postępowa lewica, a stojąca naprzeciw tego giganta jednostka, samotny człowiek to reakcyjna prawica.
Widzę oczami wyobraźni jak rewolucjoniści z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, rzucający bomby domowej roboty na carskie posterunki przewracają się w grobach. Jak kolejarze, górnicy, łódzkie włókniarki, „pepeesiaki” z międzywojnia, czy żydowskie chłopaki z Bundu przecierają ze zdumienia oczy w swoim proletariackim niebie. Ja sam, będąc człowiekiem wychowanym na punk rocku, z wielkim sceptycyzmem podchodzę do „rewolucjonistów” w białych kołnierzykach, siedzących na skórzanych kanapach i rozprawiających o lewicowej sprawiedliwości społecznej. Podejrzewam ich raczej o to, że jedyna wrażliwość jaka ich interesuje, to ta wyrażana za pomocą słupków przedstawiających procentowy wzrost sprzedaży w danym kwartale, zyski, wizerunek marki i wrażliwość rynku na działania marketingowe speców od PR.
Ktoś pewnie pomyśli sobie: no i jakie to ma znaczenie? Lewica? Prawica? Jak zwał tak zwał. Spójrzmy jednak uważnie na polską scenę polityczną: od wielu, wielu lat, nie ma na niej ani jednej poważnej partii, która oficjalnie odwołuje się do tradycji lewicowych. Te ugrupowania, które chciałyby zaistnieć na owej scenie jako lewica albo ledwie, ledwie przekraczają próg wyborczy, albo w ogóle nie mają swoich reprezentantów w sejmie. Dlaczego tak się dzieje? Czy Polska jest już tak solidarnym społecznie i ekonomicznie państwem, że żadna lewica nie jest jej potrzebna? Nie ma biedy strukturalnej, słabych, wykluczonych, przegranych na starcie? Wyrzucanych z domów za niepłacenie czynszu? Czy w tym kraju nad Wisłą lewicowi politycy nie mają już kogo bronić?
Nic z tych rzeczy, polska lewica po prostu sama odcięła się od swoich korzeni, sama zrezygnowała z naturalnego środowiska, z którego wyrosła. Z rewolucyjnych haseł:”chleba i wolności” wyrzuciła chleb. Rezygnując z własnej tożsamości, pozbawiła się wiarygodności. Ci, do których lewica dziś się umizguje wcale lewicy nie potrzebują, a ci, którzy potrzebują obrony przed kapitalizmem w polskim wydaniu takiej „lewicy” nie ufają. Bez względu na to jakie poglądy wyznajemy, myślę, że wielu zgodzi się z tą tezą: zdrowa scena polityczna nowoczesnego, demokratycznego państwa, potrzebuje równowagi. Potrzebuje lewej i prawej strony. Potrzebuje tych, którzy mądrze zarządzają kapitałem i tych, którzy wnikliwie patrzą na ręce zarządzającym. Polityka bez lewej nogi jest kulawa. Myślę, że i z tą tezą zgodzi się wielu: dzisiejsza polska scena polityczna właśnie na taką dolegliwość cierpi. Jest kulawa, nie ma alternatywy.
Jakiś czas temu na przystanku autobusowym przysłuchiwałem się rozmowie dwóch starszych pań. Rozważały niemały problem zakupu szafki do pokoju. Jedna z nich stwierdziła:”Ja do Ikei w ogóle nie chodzę, bo po co? Tam wszystko sprzedają w paczkach, ja sama sobie nie złożę, a nie mam kogo poprosić o pomoc”.
Czy to znaczy, że lewicowe uczucia lewaków w białych kołnierzykach nie obejmują troski o starszych ludzi? Czy kierując swoją ofertę do młodych, dynamicznych, nowoczesnych i zarabiających, starsze panie mają w swoich lewackich, okrytych majtkami od Hugo Bossa tyłkach?