Za chwilę znowu „walentynki”, jak to zwykle z nami katolikami bywa, w końcu to Kościół Powszechny, będą tacy, którzy się tym świętem zachwycają i tacy, których ono oburza. Pewnie znajdą się zwolennicy akcji Facebookowych w rodzaju: ” jestem katolikiem – nie obchodzę walentynek”. Ja nie mam zdania, co kto lubi. Wydaje mi się, że warto jednak, korzystając z okazji, zastanowić się po raz kolejny nad miłością w wymiarze chrześcijańskim.

Gdybyśmy chcieli się pokusić o zbudowanie jakiejś definicji czym jest miłość chrześcijańska, to myślę, że można zgodzić się na taką: miłość chrześcijańska, to życie w taki sposób, aby mój bliźni został zbawiony. Cóż to jednak oznacza w praktyce? Jak do tego tematu podejść? Czy kochać znaczy upominać? Zapewne też, mówi o tym Pismo Święte w wielu miejscach. Z tym, że należy tu pamiętać o jednej niezwykle istotnej sprawie – etyka chrześcijańska jest zrozumiała wyłącznie w wymiarze Jezusa Chrystusa. Jeśli dla kogoś Jego śmierć krzyżowa i zmartwychwstanie jest głupstwem, to i cała etyka, całe nauczanie będzie głupstwem tym bardziej.

A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara.( 1 Kor.15,14)

Bez wiary w Jezusa Chrystusa całe nasze nauczanie jawić się będzie jako system nakazów i zakazów, na ogół idiotycznych, bo odstających zupełnie od realiów życia. Nabierają one sensu wyłącznie w wymiarze Krzyża. Przedstawiając naszą wiarę jako rygorystyczny system prawny zupełnie wypaczamy jej sens. Przecież Bóg wyprowadził mnie z Egiptu, z domu niewoli, nie po to, by ponownie uczynić mnie niewolnikiem. Nie po to dał mi rozum i wolną wolę, bym miał z tego nie korzystać. Jako dziecku Bożemu i dziedzicowi wolno mi wszystko! To jest aspekt naszej wiary w wymiarze pozytywnym.

Wszystko wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko wolno, ale nie wszystko buduje.(1 Kor.10,23)

Wolno mi wszystko, ale nie wszystko przynosi korzyść. Przede wszystkim muszę w taki sposób korzystać ze swojej wolności, aby nie być zgorszeniem dla bliźniego.

Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie 32 Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego (1 Kor 31-32)

Czy można być dobrym, uczciwym, sprawiedliwym człowiekiem bez Boga? Oczywiście, że tak. Założenie, że wszyscy niewierzący to skończone kanalie jest nie tylko błędne, ale i szkodliwe. Jeśli głoszenie Jezusa rozpoczniemy od stwierdzeń: „jeśli się nie nawrócisz będziesz żył w gnoju i zgniliźnie”, osiągniemy tyle, że ludzie się na nas obrażą. Powiedzą nam: „ja nie wierzę w twojego Jezusa i zobacz, nie kradnę, nie zabijam, nie zdradzam żony, jestem uczciwy, żeby żyć moralnie nie potrzebuję twoich przykazań”. Oczywiście będą mieli rację. Ludzie nie potrzebują od nas chrześcijan życiowych mądrości, mają od tego poradniki, specjalistów, internet, mają wszystko. Jedyne czego nie mają to – sacrum. Nie mają poczucia wyższego sensu, a przecież każdy myślący człowiek, wcześniej czy później staje przed pytaniem: „po co to wszystko?”. Po co to gonienie, użeranie się, walka dzień po dniu, płodzenie dzieci, pracowanie, zarabianie, po co? Przecież i nas, i nasze dzieci, które z takim trudem wychowujemy pokryje piach. Jedyne, czego nie mają niewierzący to świętość. To jest jedyna rzecz, którą możemy im dać. Cała rzecz w tym, że aby komuś coś dać, trzeba to mieć. Mówiąc innymi słowami to samo: żeby oni chcieli od nas coś wziąć, muszą widzieć, że my to mamy. Miłość chrześcijańska to życie w świętości. Chrześcijanin powinien być jak latarnia, która świeci w ciemności i ciemność jej nie ogarnia. Jeśli nawet niewierzący nie jest gotowy do pójścia za Jezusem, coś mu ciągle przeszkadza, ale patrząc na nas widzi: ciągle oni tam są, ciągle się świeci, to już bardzo dużo. Funkcją latarni nie zawsze musi być, że ludzie do niej ciągną, czasami wystarczy, że od czasu do czasu spoglądając widzą, że się świeci. Skoro oni w tym świeckim, pogańskim, postmodernistycznym świecie ciągle widzą sens w głupocie Krzyża i Zmartwychwstania, to może jednak coś w tym jest. Może jest jednak jakaś nadzieja!