Nie jestem w stanie podać z pamięci żadnego imienia z grona dzieci, którym w Fatimie ukazała się Maria. Nie mam pojęcia na czym polega fenomen Medziugorie. Niezbyt podniecają mnie wieści o cudach, uzdrowieniach, stygmatach. Nie jestem zainteresowany kultem relikwii, a święci to dla mnie tacy sami ludzie jak ty i ja. Taka postawa dla wielu ludzi w Kościele jest nie do przyjęcia. Wielu bez wątpienia zarzuci mi brak wiary, herezję i stwierdzi, że nie można jednocześnie deklarować się jako katolik i, na przykład, nie czcić stygmatów ojca Pio. Ja uważam, że te wszystkie rzeczy i jeszcze wiele innych, choć mogą być i bywają wielu potrzebne do umocnienia wiary, nie są wymogiem koniecznym do tego, by się uważać za katolika, co więcej – choć nierzadko piękne i wzruszające – są to zupełne peryferia wiary.
Co stanowi centrum chrześcijaństwa? Aby spróbować sobie na to odpowiedzieć należy, jak to zwykle bywa, zacząć od początku, sięgnąć do korzeni – judaizmu biblijnego. W pewnym momencie historii wiary katolickiej Kościół uznał, że Żydzi nie są nam do niczego potrzebni, że ich wiara jest zupełnie różna od naszej, że chrześcijaństwo i judaizm to dwie całkowicie różne religie. Jeśli jednak „wyrzuci się” Żydów z chrześcijaństwa, konsekwencją takiego myślenia musi być uznanie, że jest tylko kwestią przypadku, że Jezus urodził się jako Żyd, że równie dobrze mógł urodzić się jako Eskimos. Tyle tylko, że tak nie jest. Jezus to spełniona obietnica Boga, którą złożył swojemu narodowi wybranemu. To obietnica zapowiedziana przez proroków. Jezus to część historii Izraela zapisana w Biblii. Skoro chcemy zrozumieć rangę tego wydarzenia, nie możemy tego uczynić bez Żydów. Żydzi są nam potrzebni jak lustro, w którym odbija się nasze chrześcijaństwo.
Jezus Chrystus to rewolucja całkowita, bez precedensu w historii świata. Jego przyjście na świat to wydarzenie, którego rangi nie da się przecenić, to wiemy wszyscy. Czy jednak wiemy co w istocie było tą rewolucją? Sam Jezus konsekwentnie twierdził, że nie przyszedł na świat po to, by cokolwiek zmienić w Prawie, że wszystko to, co Bóg dał swojemu ludowi w postaci Tory ma, i mieć będzie znaczenie, aż do końca świata.
Wielki mędrzec judaizmu, rabin Hillel nauczał: ” Nie czyń bliźniemu tego, czego sam nienawidzisz. W tym streszcza się cała Tora. Reszta to jej komentarz”. W ustach Jezusa, zapisana przez Mateusza, Złota Reguła brzmi następująco:
Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy.(Mt.7,12)
To samo? To samo. Jest w tym jakaś rewolucja? Nie ma żadnej. W czym więc jest? Otóż Żydzi „zamknęli” swojego Boga w Świątyni, umieścili Go za zasłoną. Święte Świętych mógł nawiedzać arcykapłan tylko raz do roku. W pewnym momencie historii Bóg stwierdził, że już wystarczy, wyszedł zza zasłony i stał się człowiekiem. To jest właśnie ta rewolucja, niespotykana w skali świata, to jest właśnie największa tajemnica chrześcijaństwa – Wcielenie!
Bóg się umniejsza, żeby wywyższyć człowieka, Bóg staje się jednym z nas, dokładnie takim samym jak my. Staje się naszym bliźnim! Po co to robi? Gdyby Bóg chciał tylko swoją mocą odmienić oblicze tego świata, zrobiłby to bez wątpienia już dawno. On jednak, szanując naszą wolną wolę, którą sam nas obdarzył, zapragnął, żeby tymi, którzy odmienią ten świat byli sami ludzie. Dał nam do pomocy genialne narzędzia, własnego Syna i chrześcijaństwo.
Chrześcijaństwo i charyzmaty, którymi Bóg nas obdarza to właśnie narzędzia, którymi mamy się posługiwać, by zmienić świat. Narzędzia, a nie cel sam w sobie. Bycie chrześcijaninem to środek do celu, którym powinno być zbawienie dla wszystkich. To jest właśnie ta rewolucja, której Żydzi nie byli w stanie pojąć. Wraz z Wcieleniem wszyscy staliśmy się Izraelem. Jako nowy Izrael mamy być światłem dla pogan, mamy im zanieść Boga i otworzyć im bramy Nieba przez to, że przyjmą Jezusa jako swojego Pana.
Głównym charyzmatem, który powinien nam w tym pomagać jest rozum. Pierwszy przykład z brzegu: w Europie dzisiaj takie pojęcie jak klęska głodu nie występuje, czegoś takie go nie ma. Gdy w jakimś miejscu z jakiś powodów zabraknie takiego, czy innego produktu żywnościowego, szybko i skutecznie uruchamia się mechanizmy, dzięki którym można te produkty dostarczyć. Mamy wysoko rozwinięty transport samochodowy, kolejowy, lotniczy. Nadprodukcja żywności, skuteczna logistyka i szereg nowoczesnych narzędzi sprawiają, że nie ma takiego miejsca na ziemi, którego nie dałoby się skutecznie zaopatrzyć w żywność. Klęska głodu to kłamstwo Szatana, nie ma czegoś takiego jak klęska głodu, jest tylko i wyłącznie klęska człowieczeństwa: złodziejstwo, nepotyzm, wykorzystywanie słabszych, bezgraniczna chciwość, okrucieństwo, przemoc, korupcja,wojna, głupota. To są prawdziwe klęski, przez które wielu z naszych braci nie ma co jeść. Z tymi klęskami można skutecznie sobie poradzić, wystarczy tylko żyć tym, co się głosi, wystarczy tylko zgodnie z rozumem robić to, co się mówi, że się robi, wystarczy tylko uwierzyć w moc wartości chrześcijańskich. Ktoś powie, że to utopia, utopia całkowita!
Przecież bardzo wielu z nas żyje i nie kradnie, i się da! Wielu z nas nie bierze łapówek i też się da! Wielu z nas poradziło sobie z chciwością, wielu z nas nie stosuje w swoim życiu żadnej przemocy, nie pożąda żony bliźniego swego i innych jego rzeczy, i też się da! Co więcej, wielu z nas uważa, że nie jest to żadna utopia, tylko normalne, rozumne chrześcijańskie życie. Skoro nam się udaje, to niby dlaczego nie może się udać innym?
W pewnym momencie wielu w Kościele wpadło w pułapkę „judaizmu biblijnego”; tak jak Żydzi zamknęli swojego Boga w Świątyni, my zamknęliśmy naszego Boga w Niebie. Wielu z nas doszło do wniosku, że jednak się nie da, że Królestwo Niebieskie może zapanować wyłącznie po śmierci, nigdy na ziemi za naszego życia, przestaliśmy wierzyć we własne wywyższone człowieczeństwo. Przestaliśmy pamiętać o Bogu Wcielonym. Zapomnieliśmy czym jest chrześcijaństwo:
Widzisz swojego brata? Widzisz swojego Boga! – to cała definicja, reszta to komentarz.
Przestaliśmy szukać naszego Boga w oczach naszych bliźnich, a powróciliśmy do szukania Go w znakach, cudach, mocach nadprzyrodzonych, szamańskich zaklęciach. Zamiast patrzeć przed siebie, w poszukiwaniu Boga, wyłącznie spoglądamy w Niebo. Co więcej, stworzyliśmy sobie setki nakazów i zakazów, żeby wejście do tego Nieba maksymalnie sobie utrudnić. Dziś dostać się do Nieba jest tak trudno, że wielu poświęcając tyle trudu i sił na własne zbawienie, nie znajduje już czasu na troskę o zbawienie innych. Pierwszy przykład z brzegu: trudno sobie wyobrazić mniej skomplikowaną rzecz jak seks. Aby go uprawiać naprawdę nie potrzeba kończyć wyższej uczelni, no chyba, że jesteś katolikiem. Jeśli nim jesteś to oczywiście bez podstaw z biologii, matematyki i paru jeszcze innych dziedzin nie masz po co się zbliżać do małżeńskiego łoża. No chyba, że uznajesz, że stanem naturalnym dla kobiety jest bycie w ciąży, ewentualnie w połogu. A żeby zrozumieć nauczanie Pawła VI rodem z „Humanae vitae”, to już nawet i wyższa szkoła teologii ci nie wystarczy, bo nawet dla wielu wysokiej klasy teologów różnica między antykoncepcją katolicką a antykatolicką w nauczaniu Pawła VI jest nieczytelna.
Oczywiście już w tym momencie widzę oczami wyobraźni, jak wielu z moich braci w wierze oburza się w duchu, bo przecież nie ma czegoś takiego jak: „antykoncepcja katolicka”!
Ostatnio na portalu „Ostatnia Ławka” na Facebooku, pewna osoba poprosiła grzecznie o kilka porad, głównie jak mi się wydaje technicznych, odnośnie rozwodów kościelnych i oczywiście, zgodnie z moimi przewidywaniami, wielu braci uznało za konieczne przywołać ją do porządku: „NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK ROZWÓD KOŚCIELNY” grzmiały komentarze, a mi zawsze w takich momentach przychodzą do głowy słowa poety:
A słowa się po niebie włóczą i łajdaczą –
I udają, że znaczą coś więcej, niż znaczą!…
Wielu z nas zapomina, że największą rewolucją świata jest to, że Bóg się Wcielił, jest tuż obok nas, jest w naszym bliźnim, nie tylko w Niebie. Bez Boga nie możemy niczego, ale z Nim możemy wszystko! W pewnym momencie historii zbawienia Bóg spojrzał na swoje stworzenie i stwierdził: „sami nie dadzą rady odmienić swoich serc zatwardziałych, nie ma szans. Dam im dar największy, Syna – z Nim będą w stanie zrobić wszystko”. My, katolicy, bardzo często zachowujemy się tak, jakbyśmy mówili: „Nie, nie dzięki, zostaw Go sobie w Niebie, nam lepiej daj moc Avengersów.”
Pawle to znakomity artykuł!!! Jeden z najlepszych jakie czytałem na „Deonie”. Daruj mi tę pompatyczność, ale odbieram Twoje myśli jak świeży powiew wiatru w nieco zatęchłym od starości pomieszczeniu. Te kilka zdań o pożyciu małżeńskim to jest intelektualna i moralna perełka i na dodatek dawno już tak się nie uśmiałem. Szczere gratulacje!
Z jedną rzeczą się nie zgadzam. Z krytyką tej „wiedzy o wszystkim”. To chyba dobrze że staramy się poznawać świat i swoją wiarę? Niemal w każdej dyskusji z ateistą, usłyszysz „a Biblię przeczytałeś całą?” „a co się wypowiadasz o antykoncepcji jak nie jesteś lekarzem, a oni oceniają że jest OK?” itp. Musimy w jakimś stopniu stawać się nabici wiedzą, bo to jest język którym lubi posługiwać się współczesny świat. Takie są znaki czasu. Usłyszysz czasem różne bzdury, ktoś powtarza je 100 razy, potem 500, potem tysiąc. Jak wiemy, kłamstwo powtórzone 1000 razy przekształca się w obowiązującą prawdę. Oczywiście wiedza nie może stać się naszym Bożkiem, bo dla nas ważniejsze są relacje z ludźmi i żywy Bóg. Ale nie możemy od niej uciekać, zakładając że wszystko będzie dobrze jak będziemy po prostu dobrymi ludźmi. Wiedza jest narzędziem Boga, nie pozwalajmy sobie na bylejakość. Oczywiście – sposób użycia tej wiedzy również jest istotny (wiem że takie było przesłanie fragmentu o którym mówię) ale fajnie by było też zaznaczyć że poznawanie i dociekanie jest również bardzo ważne i może prowadzić do poznawania Boga 🙂 Pozdrawiam i dzięki za ciekawy wpis!
Świetny tekst. Oficjlnie ogłaszam się Pana psychofanką. Czytam sobie kiedyś humane vitae i myślę sobie „aha tak więc uzasadnienie zakazu stosowania antykoncepcji przez Kościół jest takie, że….” i no właśnie nie jestem w stanie tego zrozumieć. Czytam różne artykuły o tym humane vitae i prawie już coś ktoś objaśnil, no ale jednak nie objaśnia bo nauka w nim zawarta jest tak nie jasna i rozmyta, że uchwycić czegokolwiek się nie da. I myślę sobie aha to nie jest dla mnie, to jest dla teologów, zbyt głupia jestem. Czyli, że co aby żyć zgodnie i w zrozumieniu nauczania KK muszę całkowicie zaufać, że inni piszacy te różne wielostronicowe wypracowania na temat ludzkiej seksualności i życia małżeńskiego wiedzą o co chodzil, a ja może gdybym całe życie studiowała teologię coś bym załapała? Czy takie bylo nauczanie Jezusa? Bylo skomplikowane jak samodzielne robienie ciasta francuskiego bez rąk i wałka? Odpowiem sobie-chyba nie. Bylo trudne, ale nie az tak.
A potem się okazuje, ze nawet teolodzy nie łapią o co chodzi w humane vitae(tak w ogole to nawet nie wiem jak to się czyta). Czyli grono tych którzy to rozumieją ogranicza się jeszcze bardziej. A ja i inni „niepojętni” ludzie co z nami? Jak żyć wiarą Katolicką jeżeli nie da się jej zrozumieć? Żyć czymś czego się nie rozumie? Żyć tak jak się to rozumie? I komu zadawać pytania?Czy ksiądz w mojej parafi chciałby ze mną o tym porozmawiać?
P.S.
Przepraszam za zaśmiecanie tego bloga moimi komentarzami.
Pozdrawiam.
PSYCHOFANKA ?
Pierdoły też mogą być nawet bardzo chrześcijańskie! Ale pozostają pierdołami…