Tagi

Kiedy pięć lat temu ogłoszono wybór nowego papieża byłem zdegustowany. Zawsze wydawało mi się, że Rzymski Kościół Katolicki to sprawa europejska, a chrześcijaństwo w Afryce, czy Ameryce Łacińskiej podejrzewałem o szamanizm. Cóż ten Argentyńczyk może wiedzieć o „naszej wierze”? – myślałem. W jakimś stopniu intuicja mnie nie zawiodła, faktycznie ten argentyński jezuita mocno zatrząsł naszym europejskim, wygodnie burżuazyjnym Kościołem. Bardzo szybko sprawił, być może już tym zwyczajnym: „dzień dobry”, że ze sceptyka stałem się gorącym zwolennikiem tego niezwykłego papieża.

Chrześcijaństwo to sprawa niezwykle prosta, żeby streścić jego istotę wystarczy kilka zdań. Natomiast życie to sprawa niezwykle trudna i skomplikowana, wielowymiarowa i nigdy czarno – biała. Jak się wydaje, Kościół przez bardzo długi okres, być może wbrew intencjom, wiernym przedstawiał obraz zupełnie odwrotny. Chrześcijaństwo według jego nauczania, to sprawa niezwykle skomplikowana, pełna opasłych tomów opracowań, definicji wykutych na pamięć, encyklik, których nazwy są nie do wymówienia dla przeciętnego zjadacza chleba, synodów, komisji i uczonych debat, których zrozumienie jest niemożliwe bez wszechstronnie wykształconych hierarchów, którzy te wszystkie: eschatologie, soteriologie, chrystofanie i tak dalej są dopiero w stanie przetłumaczyć prostemu ludowi. Natomiast życie to już „bułka z masłem”, wystarczy słuchać Kościoła robić to i to, nie robić tego i tego, i pójdziemy prosto do nieba. Wyniesienie wiary na wyżyny intelektualne wyabstrahowało ją z rzeczywistości, sprawiło, że wielu wiernym trudno było znaleźć w niej to, co najbardziej istotne – pocieszenie! Pawłowe pełne radości i nadziei :

Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę (Ef 2,8)

często było przedstawiane na zasadzie : „no tak, ale…” . Coraz częściej nauczanie wielu w Kościele zaczęło zbliżać się do tego, przed czym ostrzegał Jezus:

«Na katedrze2 Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą3, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi4. Otóż wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy braćmi jesteście. (Mt 23, 2-8)

Dla wielu Kościół stał się miejscem nieprzyjaznym, twardym i zimnym, a nie Matką Pocieszycielką przytulającą swoje zapłakane, przestraszone dzieci. Wielu z tych, którzy dostrzegali znamiona kryzysu w jego nauczaniu, mimo szczerych i uczciwych intencji nie potrafiło przeskoczyć tego myślenia. Reformę Kościoła chcieli przeprowadzić za pomocą intelektualnych debat.

Tak naprawdę reforma Kościoła jest prosta jak samo chrześcijaństwo i można ją sprowadzić do jednego zdania:

I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała.(Ez.36,26)

Wydaje się, że to jest właśnie główne przesłanie Ojca Świętego Franciszka, wstrząśnięcie naszym wygodnym, mieszczańskim, kanapowym katolicyzmem. Wyprowadzenie nas z zasobnych domów i przypomnienie nam, że naszym bliźnim nie jest tylko nasz sąsiad, który żyje bez ślubu z kobietą, ale również uchodźca, biedak, który może nawet nie jest ochrzczony, ale potrzebuje pomocy, bezdomny, wyobcowany, autsajder, że nasza wiara nie jest abstrakcyjnym systemem myślowym, tylko żywą relacją. Relacją z Jezusem i sobą nawzajem, nie instytucją, ale wspólnotą. Wspólnotą ludzi najróżniejszych, tych idących prostą drogą wiary, ale i tych, których ścieżki się poplątały, którzy bardziej od przypomnienia im twardej litery prawa potrzebują pocieszenia.

Franciszek zwraca naszą uwagę na przypowieść Jezusa :

Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik.(Łk. 18,11)

i pyta czy to przypadkiem nie o nas? Przypomina nam oczywistą prawdę, że niebezpieczeństwem dla Kościoła nie są jego przeciwnicy tylko my sami. Wstrząsa naszym samozadowoleniem i wskazuje na pytanie Jezusa:

Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?(Łk.18,8)

Nie są to czcze słowa rzucone na wiatr, tylko realne niebezpieczeństwo, szczególnie w naszej zlaicyzowanej Europie. Odpowiedź pozytywna na to pytanie nie zależy od synodów, encyklik, czy reform prawnych Kościoła, ale od moje postawy na co dzień. I twojej również.

Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?