Jezus był Żydem, wychowanym w tradycyjnej rodzinie pielęgnującej obyczaje i wartości swojego narodu, wiernie przestrzegającej przepisów Prawa. Skąd o tym wiemy? Przecież Ewangeliści nic nam nie mówią o dzieciństwie Jezusa.
Nic nie mówią poza dwoma krótkimi wzmiankami u św.Łukasza i tak się składa, że oba fragmenty dotyczą przestrzegania przepisów religijnych przez Świętą Rodzinę. W pierwszym dowiadujemy się, że Jezus zgodnie z nakazami Prawa został obrzezany, a następnie ofiarowany w Świątyni.
22 Gdy potem upłynęły dni ich6 oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, przynieśli Je do Jerozolimy, aby Je przedstawić Panu. 23 Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu7. 24 Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie8, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego.(Łk 2,22-24)
Następnie spotykamy Jezusa, gdy ten miał lat dwanaście, ten ustęp mówi nam ponad wszelką wątpliwość, że Jego rodzice gorliwie przestrzegali Prawa dotyczącego Święta Paschy, rok w rok udając się do Jerozolimy.
41 Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. 42 Gdy miał lat dwanaście15, udali się tam zwyczajem świątecznym.(Łk 2,41-42)
W tym passusie możemy również odszukać bezcenną wskazówkę dotyczącą relacji łączącej Marię i Józefa. Po tym jak młodociany Jezus zagubił się i jego rodzice nic nie wiedzieli o jego losie przez całe trzy dni, matka zwraca się do niego z wyrzutem, gdy wreszcie udało się Go odnaleźć:
48 Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie».(Łk 2,48)
Maria nie mówi: „ja i Twój ojczym”,” ja i Twój opiekun”, tylko stwierdza wyraźnie: ” ja i Twój ojciec”. To oznacza, że Maria nie traktowała Józefa jako jakiegoś bodyguarda przydzielonego jej do ochrony przez samego Boga, tylko jak ojca swojego dziecka. Podkreślając, że niepokój o los Jezusa sprawił ból im obojgu, daje dowód na to, że łączyła ich silna emocjonalna więź, przynajmniej jeśli chodzi o wspólnego wychowywanie syna.
Myślę, że te ciągłe podkreślanie, że Józef był „tylko” opiekunem Jezusa jest nieuczciwe wobec tego niezwykłego – milczącego Świętego. Sądzę, że o wiele sprawiedliwiej – zgodnie ze słowami Marii – jest mówić, że Jezus był tym szczęściarzem, który miał dwóch, wspaniałych, prawdziwych ojców.
Sam Jezus, gdy już rozpoczął swoją działalność, mówił bardzo wyraźnie:
«Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela»(Mt.15,24)
Przyszedł do swoich, do własnego narodu i właśnie przede wszystkim od swoich oczekiwał zmiany, nawrócenia. Dlaczego jest tak ważne, żeby to sobie uświadomić? Czy chodzi o to, że dzięki temu zrozumiemy jak bliskie relację zachodzą między judaizmem a chrześcijaństwem? Czy dzięki zrozumieniu tego wreszcie odkryjemy, po wiekach ślepoty, że antysemityzm jest obrzydliwością wymierzoną w samego Jezusa i jego rodzinę? Oczywiście tak, ale chodzi przede wszystkim o coś jeszcze ważniejszego. Chodzi o to, jak powinniśmy odczytywać Nowy Testament dzisiaj.
Niestety bardzo wielu wierzących odbiera święte Księgi chrześcijan jako historyczną relację opisującą zmagania dobrych ze złymi w starożytnej Palestynie. Dobrzy to Jezus, Apostołowie i garstka uczniów i uczennic, źli – to oczywiście Żydzi z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami na czele. Dobrzy to – nasi, źli – to oni. Po wielu perypetiach i dramatycznych zmianach akcji nasi wygrywają. Nowy Testament jawi się jako wzruszająca opowieść, zapewniająca nas o tym, jak mądrzy jesteśmy stawiając się od początku po właściwej stronie i jak głupi byli ci, którzy mimo ewidentnych znaków i proroctw nie byli w stanie przejrzeć na oczy.
Cała rzecz w tym, że Biblia nie jest księgą historyczną, a Ewangelie to nie opowieści spisane ku pokrzepieniu serc. Słowo dostaliśmy po to, by działało w naszym życiu realnie, tu i teraz. Kiedy więc czytamy słowa Jezusa, że został posłany przede wszystkim do pogubionych owiec ze swojego domu, oznacza to, że mówi do nas. Nie do nich, tylko do nas! Przyszedł do swoich, a swoi go odrzucili, dzisiaj oznacza to tyle co : „przyszedł do Kościoła, a Kościół go odrzucił”. Powinniśmy wszędzie tam, gdzie Ewangelie mówią o uczonych w Piśmie i faryzeuszach powykreślać te wyrazy, a na ich miejsce wpisać – chrześcijanie. Dopiero wtedy dotrze do nas z pełną mocą Prawda Ewangelii, dopiero wtedy przejrzymy na oczy i zamiast w głupkowatym samozadowoleniu cieszyć się : „dobrze im powiedział”, zaczniemy ze wstydem bić się w piersi. Dopiero wtedy dotrze do nas, że ci zakłamani, fałszywi, nic nierozumiejący, ślepi faryzeusze to nikt inny jak my – chrześcijanie dzisiaj!