Obudziłam się rano, obok mnie leży moja dziewczyna, moja kochanka. Pierwsza myśl, która mi przyszła do głowy jest taka: gdybym dziś rano umarła, nie pójdę do Nieba, bo Niebo jest dla lesbijek zamknięte, nie wpuszczają tam zboczeńców, dziwolągów, odmieńców. Kościół też dla takich jak ja jest zamknięty, czasami miałabym nawet ochotę pójść, pomodlić się, ale wiem co tam usłyszę. Muszę się zmienić, wyprzeć samej siebie, zacząć się leczyć, iść na terapię, albo chociaż udawać, udawać, że jestem taka jak inne, znaleźć sobie miłego chłopaka, prowadzać się z nim za rękę, bo lesbijek do Nieba się nie wpuszcza, Niebo jest dla heteroseksualnych dziewic, które hodują swoją cnotę dla męża i podają mu ją jak na tacy w noc poślubną. Dla zboczeńców Niebo jest zamknięte.
Obudziłam się rano. Obok mnie leży mężczyzna. Człowiek, którego kocham ponad życie. Człowiek, dla którego potrafiłabym zrobić wszystko. Wszystko poza jednym. Nie mogę wyjść za niego za mąż. Nie mogę stanąć z nim przed ołtarzem, nie mogę w obliczu Boga i ludzi powiedzieć mu – tak. Nie mogę wcisnąć mu na palec obrączki i ślubować, że to na zawsze, bo kiedyś, dawno temu, w czasach, gdy go nawet nie znałam, popełnił straszny błąd, ożenił się, a potem rozwiódł. Za ten jego błąd dzisiaj ja jestem karana. Karze się mnie za grzech, którego nie popełniłam, który wydarzył się dawno, dawno temu, w życiu mężczyzny, którego wtedy nawet nie znałam. Mówią mi: przecież możesz z nim być, przecież nikt ci nie broni. Nie możesz tylko mu się oddawać, nie masz prawa tylko do tego, by brać. Masz prawo cerować mu skarpety, prać jego gacie, gotować mu obiad, tylko do łóżka z nim chodzić nie możesz. Nie masz uprawnień katolickiej żony, nie masz pozwolenia. Nie możesz się z nim kochać, nie możesz mu się oddać, nie możesz szukać spełnienia. Nie należy ci się. Takie przepisy. Nie możesz dać mu dzieci, nie masz uprawnień do bycia katolicką matką, przecież nie możesz powołać na świat bękartów. Gdybym dziś rano umarła nie pójdę do Nieba, bo jestem cudzołożnicą, jawnogrzesznicą, jestem rozwiązła i zła. Dla takich Niebo jest zamknięte. Ale ja nie chcę być z nim tak tylko trochę, tak tylko na niby. Chcę być z nim naprawdę i na sto procent. Nie chcę być dla niego pomocą domową, chcę być kobietą i chcę być traktowana jak kobieta. Chcę być z nim jedno! A może dobry Bóg ma dla nas jakieś specjalne miejsce, ani nie Niebo, ani nie piekło, jakieś specjalne miejsce dla kobiet, które kochały zbyt mocno, kto wie?
Obudziłam się, zresztą nawet nie wiem, czy spałam, za bardzo boli, jestem poobijana, opuchnięta, potłuczona. Wczoraj mój pan mąż znowu miał zły dzień w pracy, a może po pracy, a może jeszcze coś. Nieważne, ważne jest to, że każdy powód jest dobry, by mnie pobić, by mną poniewierać, by po raz tysięczny przypomnieć mi, że jestem nic nie warta, jestem zerem. Nienawidzę go za to i życzę mu śmierci, i nienawidzę samej siebie, że na to pozwalam, że nie potrafię tego przerwać, że nie mam sił uciec, że nie mam dokąd uciec, chyba tylko na ulicę, ale bezdomną też być nie potrafię, nie mam siły, na nic nie mam siły. Nienawidzę za to Ciebie! Za to co mi zrobiłeś! Niczym sobie nie zasłużyłam na takie życie. Zawsze byłam miłą, grzeczną dziewczyną, wierzącą, chodziłam do kościoła, chodziłam na Oazę, wierzyłam. Dziś już nie chodzę do kościoła, po co? Ostatnio usłyszałam, że każde cierpienie uszlachetnia, że każde cierpienie ma sens, że każde prowadzi do czegoś dobrego. Moje nie prowadzi! Moje nie uszlachetnia! Moje cierpienie ciągnie mnie w dół, pozbawia mnie sił, nadziei, czegokolwiek. Moje cierpienie mnie zabija, ale nawet gdybym teraz umarła nie ma dla mnie ukojenia, odpoczynku, uwolnienia. Te, które nienawidzą, do Nieba nie wejdą, takie przepisy. Te, które żyją na ziemi w piekle, skończą w piekle po śmierci. Jako w niebie tak i na ziemi. Amen
Obudziłam się przed dzwoniącym zegarkiem, zawsze się przed nim budzę, już tak od dziesięciu lat. Trzeba wstać, ubrać się i zająć się dzieckiem. Przebrać je, umyć, nakarmić. Dzieckiem, które samo tego nie potrafi, dzieckiem, które jest chore na porażenie mózgowe, które jest zależne ode mnie we wszystkim. Tak już będzie zawsze. „Zawsze” to najbardziej okrutne słowo jakie znam, to słowo wyrok, od którego nie ma odwołania. Inne matki będą patrzeć jak ich dzieci uczą się mówić, chodzić, wyruszają do szkoły, zdobywają wiedzę, wyfruwają z gniazda, ja zawsze będę go karmić, przebierać, myć. Zawsze! Bez dnia odpoczynku, bez wolnego, bez urlopu, bez „el cztery”. Zawsze! Czasami mam takie myśli, że lepiej by było, gdyby umarło. Czasami bym chciała, żebyś go sobie zabrał. Po co go takim stworzyłeś, po co go takim powołałeś do życia? Skoro takim go chciałeś, to sobie go zabierz! Tylko co to za matka, która własnemu dziecku życzy śmierci? Kim się stałam? Potworem! Gdybym dziś rano umarła nie pójdę do Nieba, Niebo dla takich jak ja jest zamknięte. Do Nieba nie wpuszczają tych, które nienawidzą Boga, a ja Ciebie nienawidzę! Za to co zrobiłeś jemu, mojemu upragnionemu dziecku, za to co zrobiłeś mnie! Nie zasłużyłam sobie na takie życie. Nikt nie zasłużył! Poszłam do Kościoła, chciałam się wyspowiadać. Na kazaniu młody, przystojny, pachnący ksiądz mówił o tym, że dobry Bóg nigdy nie zsyła ciężarów, które są ponad nasze siły. Chciałam wstać i krzyczeć, wstać i wykrzyczeć mu w twarz: co ty wiesz o ciężarach?! Co ty o tym wiesz? Ty, za którego zawsze ktoś inny ciężary nosił, ty, który ładnie pachniesz i jeździsz samochodem klasy średniej, co ty możesz o tym wiedzieć? Co ty wiesz o moich ciężarach? Co ty wiesz o mnie?! Nie krzyknęłam, wróciłam do domu, do dziecka, bo wiem, że on nie chciał niczego złego, bo wiem, że to dobry człowiek, który tylko powtarza to, czego go nauczyli w mądrych szkołach, na mądrych wydziałach teologicznych. Nie miał na myśli niczego złego, nie miał na myśli mnie, bo ja dla niego nie istnieję, mnie nie ma. Gdybym dziś rano umarła, nie pójdę do Nieba – takie przepisy.
To cztery zmyślone historie czterech nieprawdziwych kobiet. Czy jednak faktycznie nieprawdziwych? Czy faktycznie zmyślonych? Czy nie spotykamy ich każdego dnia? Czy nie żyjemy obok nich? Czy nie są naszymi sąsiadkami? Kobiety wykluczone, kobiety gorszego boga, kobiety, które nie pójdą do Nieba, bo takie są przepisy. Czasami chciałoby się to Niebo otworzyć, wpuścić tam trochę powietrza, wypędzić stęchliznę, nie dla siebie przecież, dla nich, dla tych kobiet. Chciałoby się im powiedzieć: wejdźcie, wejdźcie, w domu mojego Ojca jest przecież mieszkań wiele. Chodźcie, chodźcie wy, które umęczone i prześladowane jesteście, On was pokrzepi! Ale nie można, takie przepisy. Gdybym dziś rano umarł, nie wszedłbym do Nieba. Niebo dla heretyków zamknięte – takie przepisy!