Tagi

 

Dwa księżyce – Tomasz Budzyński

Pełzające robactwo, węże, bagno, gnój, zero plus grzech. Czy tak tylko myślą o osobie ludzie pogrążeni w ciężkiej depresji? Czy są to słowa zarezerwowane dla tych, którzy samych siebie nienawidzą? Niekoniecznie, te słowa często są nam, ludziom wiary, proponowane jako temat do modlitwy i rozważań.

Rozważań, w których nasza wolna wola mierzona jest długością łańcucha, na którym jesteśmy trzymani. Za jeden koniec ciągnie demon, za drugi Bóg. My, bezwolne marionetki, złapane w kleszcze mocarzy, możemy jedynie starać się odrobine ten łańcuch poluźnić. Skoro nie będzie nas aż tak uwierał, skoro nie będziemy go czuć aż do bólu, do krwi, możemy poczuć w sobie ułudę wolności, wrażenie, że jednak być może, coś tam zależy od nas. Taka wolność karalucha, który, żeby nie dać się zdeptać, zawsze może próbować schować się gdzieś w szczelinie podłogowych desek.

W karaluszej wolności mamy prawo do tego, by wołać o ratunek, mamy prawo prosić, by nas nie zdeptano, mamy święte prawo do miłosierdzia. Może i nie jest to wolność spektakularna i piękna, ale daje nam jakieś tam ukojenie. Daje nam prawo do rozgrzeszenia, bo nie oszukujmy się, czy jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wolność absolutną? To tak, jakby małe dziecko kochający rodzice wystawili za drzwi i zamykając je powiedzieli: „proszę bardzo, jesteś wolny, możesz robić co tylko chcesz”.

Czyż nie jest tak, że gdzieś w głębi duszy, za najstraszniejszą karę za zjedzenie owocu, obok wypędzenia z Raju, uznajemy to, że Bóg swoim ukochanym dzieciom, powiedział: „proszę bardzo, jesteście wolni, róbcie co chcecie!” ? Czyż nie jest tak, że najstraszniejszą karą za grzech pierworodny jest właśnie wolna wola? Czy w skrytości ducha, wszyscy solidarnie, wierzący i niewierzący, nie pragniemy uciec w opiekuńcze ramiona Boga? Stać się na powrót boskimi niewolnikami?

Dziś świat mówi nam coś innego. Przekonuje, że wolność to fajna sprawa, miła, sympatyczna i całkiem łatwa, a kiedy kupimy sobie SUV-a, albo sześciopak piwa, albo nową koszulę od znanego projektanta, to będziemy wolni jeszcze bardziej, a nasza wolność będzie jeszcze fajniejsza i bardziej widoczna.

Całkiem jednak możliwe, że wolność, którą Bóg nas obdarzył to wcale nie nagroda, to zadanie do wykonania. Potwornie trudne i skomplikowane. To ciężar i brzemię, którego najchętniej byśmy się pozbyli, ale które musimy dźwigać i którego musimy się ciągle od nowa uczyć, bo to jedyna droga powrotu. Czyż Bóg, gdyby życzył sobie, abyśmy wrócili do Raju pełzając, nie uczynił by nas raczej karaluchami?