Dziś taka zmyślona opowieść:
Wyobrażam sobie starego, sędziwego księdza, który dożywa swych dni w domu starców, w tej umieralni dla nikomu już niepotrzebnych kapłanów seniorów. Nikt go nie odwiedza, nikt o nim nie pamięta. Zostały mu już tylko wspomnienia, ale i z nich nowoczesny, transparentny, świadomy, młody świat chce go okraść. Dziś bycie księdzem nie jest dobrze widziane, nie jest powodem do dumy. Dziś to coś, z czego trzeba się tłumaczyć, to coś podejrzanego, wstydliwego, dziwnego, nienormalnego. Coś, co trzeba obejrzeć dokładnie pod lupą. Dziś mówią, że wszyscy księża są chciwi, że wszyscy są łasi na pieniądze, że wszyscy chcą się dorabiać, mają kochanki, nieślubne dzieci, albo to geje, pedofile, zboczeńcy.
On się nie dorobił, nie był chciwy, potrzebował bardzo mało, tyle co nic. Nie miał kochanek, dzieci, nikogo nie molestował, nie wykorzystywał, nie gwałcił. Całe swoje życie oddał innym, całe swoje powołanie, kapłaństwo, celibat, poświęcił dla drugiego. Żył tak jak trzeba, po Bożemu, przyzwoicie.
Pewnie, że wielu z jego braci w kapłaństwie chciało pieniędzy, bogactwa, luksusu, władzy i seksu. Jak najwięcej seksu. Jasne, że tak. Chcieli mieć wspaniałe, światowe życie, uważali, że to im się należy, że mają prawo, mają dużo więcej praw niż ci wszyscy kmiotkowie, prostaczkowie, parafianie.
O tak! Z nich będzie wielka radość w Niebie, bo zaiste byli wielkimi grzesznikami. Bez wątpienia wielu z nich zdążyło już się nawrócić. Wiadomo, wraz z wiekiem spada zapotrzebowanie na światowość i seks, a wzrasta zapotrzebowanie na święty spokój. Starość dopomina się o swoje, a zdrowie już nie takie jak kiedyś, wiadomo: „jak trwoga to do Boga!” Tak: „trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się”. Tak, dla nich już tuczą cielce na ucztę, bo byli odrażającymi grzesznikami, a nawrócili się. Wyspowiadali. Ukorzyli przed Nim.
Na niego nie czeka wielka uczta, nikt go nie będzie witał z transparentami w Niebie. Może co najwyżej św Piotr klepnie go w plecy i szepnie do ucha:”Dobra robota!” A może nawet i to nie, kto to wie?
Nie ma jednak pretensji i żalu do nikogo, nikomu nie zazdrości. Gdy swoją starą, pooraną zmarszczkami twarz skieruje do lustra, nie musi odwracać wzroku. Nie ma się czego wstydzić. Gdy wreszcie położy się do łóżka i sen nie przychodzi, wiadomo starość to wielka przyjaciółka bezsenności, pod powiekami nie harcują mu demony, upiory przeszłości. Pojawiają się trochę sentymentalne, trochę melancholijne, ale jednak dobre obrazy z uczciwie przeżytych lat. Zamykając oczy jest spokojny, gotowy, bezpieczny – Marana tha!
Dziś wielu mówi: trzeba ten system zmienić, uszczelnić, poddać większej kontroli, uczynić bardziej transparentnym. Cała jednak rzecz w tym, że ten system jest jak PRL, jego się nie da ulepszyć, on jest niereformowalny!
W tym systemie pomyliliśmy Miłosierdzie Boże z pobłażliwością, konfesjonał z zsypem na śmieci. Owszem, na kartach Ewangelii mamy dużo prostytutek, złoczyńców, celników, marnotrawnych synów, ale to nie oznacza, że Jezus mówi do nas: „Bądźcie tacy jak oni, a Ja wam załatwię zbawienie”! Jezus przyszedł na świat z dokładnie odwrotnego powodu, mówi nam : „Nie bądźcie już więcej tacy jak oni, bądźcie tacy jak Ja!”
Uczyniliśmy sobie z chrześcijaństwa system religijny, filozoficzny, moralny etc., ale bycie uczniem Jezusa to nie system, to : nieustanne noszenie w sobie drugiego! Tylko tyle i aż tyle!