Budzę się rano, obok mnie leży Ona. Od ponad dziesięciu lat ta sama kobieta. Jest piękna, niesamowicie piękna. Zmienia się, starzeje. Jej uroda z wiekiem dojrzewa, ze słodkiego, uroczego pączka z czasem rozwinęła się w przecudnej urody kwiat. Subtelnieje i nabiera klasy, jest doskonała. Czy jest jak wino? Nie, bo ja nie znam się na winach, zresztą w ogóle już nie piję alkoholu. Nie potrzebuję. Jest jak spełniające się marzenie, kobieta – moja miłość.
Wtulam się w nią i czuję jej zapach, jej ciepło, to jest wartość w którą wierzę. To jest wartość, którą pragnę przekazać dzieciom. Co z tym zrobią? Nie wiem.Gdzie pójdą? Jakie ideały wybiorą? Co ich w świecie zachwyci, a co odrzucą jako przestarzałe i nie potrzebne? Nie mam pojęcia. Dzieci to nie moja własność, mają prawo do własnych wyborów. Ja mogę im tylko zapakować plecak na drogę. To co im tam włożę zabiorą w nieznane na zawsze. Nie wiem czy z tego skorzystają, zrobią użytek ale to tam zawsze będzie. Może kiedyś, kiedy nie będzie już nas, odszukają stary plecak, strzepną kurz i zaczną przeglądać zawartość.
To takie stare i sentymentalne – pomyślą – takie nie na czasie. Ale jak on pięknie kochał moją mamę! Jak się nią zachwycał! Jak pięknie o niej mówił! Jak wielbił jej ciało!
Dziś namalowali tęcze Matce Boskiej, jutro pewnie domaluje Jej ktoś wąsy i brodę, po jutrze jeszcze coś. Ile już tego było? Ile afer, aferek, skandali, skandalików, wojenek, pyskówek, krzyków i demonstracji ulicznych? Potrwa to pięć minut, do następnego razu, do następnej rozróby, następnych kamieni rzucanych między barykadami. Ja w tym nie uczestniczę, nie mam ochoty, nie wypowiadam się.
Otulam się ciepłą, spokojną miłością małżeńską i wkładam tą wartość do plecaka na podróż dla dzieci. Nie wiem gdzie poniosą ten plecak ale wiem, że zawsze będzie z nimi – nie przeminie!