Żyjemy w kraju, w którym umiłowanie do cierpienia wysysamy z mlekiem matki, w którym edukacja obywatelska sprowadza się do wyliczania kto i kiedy nas skrzywdził. Wrogowie nas pobili, przyjaciele oszukali, sprzymierzeńcy opuścili.
Szamani od zdrowia psychicznego szkolą nas w stawianiu diagnoz. Jesteśmy pełni bólu i nieszczęścia, bo rodzice nas nie kochali lub kochali źle, bo się rozwiedli, bo ojciec pił, bo bił i tak dalej i tak dalej. W tej „edukacji” zapominają dodać, że postawienie diagnozy to początek, to punkt wyjścia, a nie zamknięcie. Zdiagnozowany problem powinien być pierwszym krokiem do lepszego, normalniejszego, zdrowego życia, a nie ostatnim do wewnętrznego piekła cierpienia.
Człowiekowi, który swoją egzystencję, swoje „być”, zamienił w krzyk, zamienił w ogień. W ból.
Egzystencję zamienioną w ból trzeba i można leczyć. Teza, że skoro cierpię bardziej od innych, to jestem od innych lepszy, wrażliwszy, bardziej przenikliwy jest tezą nieodpowiedzialną. Skutkuje tym, że ludzie zamiast stawiać na terapię, karmią swoje demony całymi latami. Pielęgnują własne cierpienie jak najcenniejszy skarb.
Skutkuje tym, że są ludzie w tym kraju, którzy całe dorosłe życie toczą w bólu i cierpieniu, nie potrafiąc wyjść z traumy, która spotkała ich dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Żyją i umierają w wewnętrznych mękach, bo nie znalazł się nikt, kto by im pomógł przegonić z duszy demony.
Piotr był z tych, którzy widzą ostrzej, widzą to, czego większość ludzi nie dostrzega, czuje drgania sejsmiczne, których wielu nie czuje, widzi rysy na murze, stłuczony dzban i złamany kołowrót, widzi symptomy katastrofy. Wierzy, że może ostrzec. Wie, że to uczynić musi.
Nawet najbardziej trafna diagnoza, najbardziej wrażliwy sejsmograf, jeśli nie jest drogowskazem do normalności i zdrowia, jest tylko bezużytecznym krzykiem Kasandry.
Płonący, żywy, cierpiący z potwornego bólu człowiek to akt antyhumanitarny, antyludzki i antychrześcijański. To obraz upadku, a nie wzniosłości – albo tak uważam, albo nie. Czy aby ocenić ten czyn, stając w prawdzie, należy pytać: kto podpala zapałkę? Czy widząc płonącą ludzką postać, pytanie o motywy jest pytaniem moralnym?
Na ziemi, która wchłonęła w siebie tyle krwi niewinnej, na której było tyle nieszczęść, zbrodni, wojen, w kraju, w którym tak niedawno temu dymiły kominy krematoriów mówienie, że spalony żywcem człowiek to miłość jest zdumiewające! Ja tego pojąć nie potrafię!